
Choć chciałabym Wam dziś napisać jak fajnie chodzi się po nowych schodach i jakie są piękne, to niestety nie mogę... Teoretycznie już dawno powinno być wszystko skończone a my powinniśmy zapomnieć o remoncie, ale jest inaczej.
Na początku października zamówiliśmy dębowe trepy i podest na spocznik, wszystko miało być gotowe w połowie października... Dostaliśmy wiadomość, że już są:) że są piękne i że jutro zapakowane jadą do nas. Moja radość była ogromna! Niestety krótka..
Następnego dnia wiadomość, że naszych schodów nie ma! Spaliły się! Okazało się, że w nocy w owej stolarni wybuchł pożar, spaliło się prawie wszystko, maszyny, drewno i nasze schody...
Normalnie załamka, było mi przykro nie tylko z powodu schodów, ale i nieszczęścia jakie spotkało tego człowieka. Dowiedzieliśmy się później, że w tej miejscowości grasował podpalacz i w ciągu kilku tygodni spłonęło także kilka innych obiektów... Głopota ludzka nie zna granic niestety!
No nic pozostało mi szukać nowego wykonawcy, co okazło się niełatwe. Jak zwykle ta sama śpiewka, że zamówienie małe i schody niewymiarowe... Normalnie traciłam nadzieję, że znajdę kogoś kto zrobi to w rozsądnym czasie i cenie.
Po jakimś czasie odezwał się do nas NASZ PAN stolarz z pytaniem i prośbą czy jednak mógłby wykonać dla nas schody. Okazało się, że coś się jednak uratowało, część maszyn da się odremontować, część trzeba było kupić, jest też odpowiednie drewno, a zamównie nawet nieduże pomoże panu stanąć na nogi... Zgodziliśmy się oczywiście i tak czekamy, mam nadzieję, że za jakieś 2 tygodnie schody już będą:)

Tytułowe jesienne umilacze to w moim wykonaniu lampa i wianki. Dla mnie światło w domu ma ogromne znaczenie, buduje klimat. Zwłaszcza jesienią gdy za oknem jest szaro i ciemno (u mnie przynajmniej od kilku dni jest paskudnie i przygnębiająco) uwielbiam światło lamp i świec. Jednych i drugich u nas nie brakuje:) Świece palimy cały rok, a lampy od jesieni, gdy szybko robi się ciemno są niezbędne.
Marzyła mi się wysoka lampa, na drewnianej nodze. Abażur czekał już od roku znaleziony na strychu u mojej mamy, tak na nogę długo polowaliśmy. Kupiliśmy ją zupełnie przez przypadek za grosze, na warzywnym bazarku.
Początkowo miała być turkusowa z mocnymi przetarciami, ale po oczyszczeniu spodobała mi się taka surowa i jak na razie taka zostanie:)



Turkus za mną chodzi od długiego już czasu, ale znajdę dla niego jakieś przeznaczenie jeszcze i się turkusowo wyżyję:)
Wianki wszelakie i stroiki uwielbiam, ale podglądając Wasze blogi widzę, że nie tylko ja:) Ten okrągły, wisi na drzwiach wejściowych do nas. Zdjęcia nie oddają niestety nawet połowy jego urody, jest naprawdę śliczny, zieloniutki i optymistyczny.




A serducho wisi na schodach i również na żywo jest dużo ładniejsze:))
W obu podstawą jest mech, do tego bluszcz, trzmielina, barwinek, gałązki irgi, rajskie jabłuszka i żołędzie.



Jak patrzę na te smętne zdjęcia to aż mi wstyd.. U Was tak pięknie, żywo i kolorowo..
No, ale może Mikołajowo sprawimy sobie na gwiazdkę lustrzankę:) Jak by co będę Was pytać o radę, co i jak:)
Czuć, że zima blisko bo moje kocury nie chcą nosa na dwór wyściubić:) Grzeją się najchętniej ze mną pod kocem:) Ja choć grzeję się i kuruję od ponad 5 tygodni nadal zakatarzona i chora, ponoć jakiś wirus wstrętny co to odporny na wszystko...
Nie dajcie się tej ponurej aurze:)
Pozdrawiam Aga