sobota, 31 października 2009

Kolejny krytyczny moment...

Jak długo tak można żyć?...Jak długo można naiwnie wierzyć w dobroć drugiego człowieka skoro oni tak ciągle nas zawodzą... Ja już nie mogę. Tak bardzo się staram, ale jak mam ufać ludziom którzy na to nie zasługują. Jestem rok po ślubie, a już nie nie wierzę w miłość. Jeszcze niedawno wierzyłam, ale co z tego, jak ta wiara została zachwiana...Najpierw ta wiara w czyste, nieskazitelne, rodzicielskie uczucie, które powinno być teoretycznie bezwarunkowe...ale takie nie było.Było to uczucie wymagające i niszczące, jeśli w ogóle było...Później kolejne uczucia, mniej lub bardziej ważne. W końcu to jedyne...tak niby się wydawało...a jednak takie nie jest. Przysięgałam przed Bogiem, że "w zdrowiu i w chorobie, że dopóki śmierć nas nie rozłączy" i co...?i gówno prawda. Przyszło jak grom z jasnego nieba, nie wiadomo skąd. Przewróciło życie do góry nogami. Po co? Do dziś zadaję sobie to pytanie po STO razy dziennie -"PO CO?". Czemu to ma służyć? Bo niby wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, z przypadku? Ale po co niby przyszło to uczucie? Uwierzyłam, że ktoś mnie kocha bardziej, że ktoś mnie w pełni akceptuje, bardziej niż mąż...I co? I gówno prawda!!!Zniszczyłam wszystko co miałam. Pokochałam całym sercem zupełnie obcego człowieka. Byłam dla niego gotowa przewrócić całe życie do góry nogami... i to zrobiłam.Postawiłam całe życie na jednej szali...Czy żałuję? Powiem, że nie bo zawsze sobie powtarzam, że w życiu niczego nie należy żałować. A jednak...
Jak się czuje kobieta,... jak się czuje człowiek, który traci w życiu wszystko, który traci miłość, małżeństwo, obietnicę, przysięgę, dobroć, bezpieczeństwo, zaufanie, który traci w pewnym momencie swojego życia, po prostu chęć do tego by żyć, by rano wstać umyć zęby, wypić kawę, i powiedzieć "Dzień dobry" całemu światu? Wiecie jak się czuję?...jak chodzące gówno, jak nic nie warty śmieć, nikomu niepotrzebny...Tak się czuje człowiek, który traci swoją godność...
A jednak wciąż naiwnie niosący w sobie tą wiarę w dobroć drugiego człowieka. Wiem to głupie, ale ja inaczej nie potrafię. Mimo tego, że wciąż dostaję nieźle po dupie, wierzę, że będzie dobrze... Choć wierzę już ostatkiem moich sił to trzymam się tego kurczowo... Bo to jedyne co w tym momencie mam...Jeśli się puszczę to wiem, że przepadnę...
A chyba wciąż jest we mnie ta wiara w szczęście i chęć życia. Dziś był znów kolejny dla mnie trudny dzień, powrót do przeszłości, kolejne niesprawiedliwie oskarżenia, kolejny brak zaufania, kolejny trudny powrót do bolesnych wspomnień...Ja wiem, że nie raz popełniłam błąd, ale kto z nas ich nie popełnia? Kto z Was tego nie zrobił?...Rzućcie pierwsi kamieniem...Bo ja nie potrafię...Świadomie ponoszę konsekwencję swoich czynów i będę je ponosić do końca życia... Boli mnie tylko jedno czemu niektórzy nie są świadomi tego co robią, czemu udają, że są w porządku, czemu nie chcą zrozumieć, że robią coś nie tak...Że ranią INNYCH.Jak można być tak bezwzględnym?
POWIEDZ mi! Wierz, że mówię do Ciebie...Tonę w swej rozpaczy i bólu, kur.... mnie boli, że tak się dzieje. Bądź szczęśliwy bo wiesz, że ja Ci tego życzę, ale Ty też daj mi żyć...Choć tak bardzo mi trudno żyć bez Ciebie...bo wciąż CIĘ KOCHAM! Byłeś dla mnie WSZYSTKIM...a dziś zostałam z niczym. Nie no coś tam mam...pogardę, drwinę , śmiech, brak zaufania, złość, żal, łzy, smutek, nieszczęście i potworne wyrzuty sumienia...Ale kogo to obchodzi? Wciąż słyszę przecież, że mam to czego chciałam...
Ale ja Wam powtarzam, że ja nie chciałam łez, krwawiącego serca, pogardy itd.... chciałam przecież jak każdy ZWYKŁEGO LUDZKIEGO SZCZĘŚCIA!
Jak się okazuje to jednak zbyt wiele...

czwartek, 29 października 2009

Czarne chmury na moim niebie.

Chciałabym potrafić i móc myśleć o sobie i swojej przyszłości pozytywnie..., ale nie potrafię niestety. Tak bardzo czuję się samotna z tym wszystkim co się teraz wokół mnie dzieje. Nie chcę żeby ten blog był tylko o moich problemach i smutkach, ale niestety taki okres w moim życiu.
Taplam się w swoim żalu, smutku, rozpaczy, rozgoryczeniu...ale chyba muszę. Jest mi to potrzebne...Do tej pory sobie na to nie pozwalałam, ale "ból musi wyboleć, a łzy muszą wylecieć" i taki właśnie chyba u mnie czas...Mam jednak gdzieś głęboko w środku ziarenko nadziei na lepsze jutro. Myślałam, że jak powiem sobie, że czas dzieciństwa już za mną i że to wszystko co było już nie jest ważne - to się myliłam. Boimy się zajrzeć w ciemne zakamarki naszej przeszłości, odkładamy to jak najdłużej, ale przychodzi taka chwila, że coś pęka, że dłużej czekać się nie da...I zaglądamy tam...i to jest ciężkie, ale musimy to zrobić, żeby móc iść dalej. Teraz dopiero, gdy nastał trudny czas w moim życiu dociera do mnie jak bardzo to, czego doznajemy we wczesnych latach dzieciństwa i młodości ma na nas ogromny wpływ, jakie piętno na nas odciska...Bądźmy my dorośli tego świadomi wychowując kolejne pokolenia. Nie mam swoich dzieci, ale w przyszłości nie chciałabym nigdy powtórzyć błędów moich rodziców. Nie będę mówić o traumatycznych przeżyciach jakich doznałam, ale choćby mówienie swoim dzieciom, że są kochane, że są ważne, że są zdolne ma taki ogromny wpływ na budowanie naszej świadomości, naszego poczucia własnej wartości. Ja tego nie mam i dopiero w wieku dwudziestu paru lat próbuję nabrać tej pewności siebie, zrozumieć, że jestem coś warta. To dość późno, ale chyba "lepiej późno niż później"...Szkoda tylko, że wiąże się to w moim przypadku z depresją, z rozpadem małżeństwa i ogromnymi zmianami w moim ledwie poskładanym życiu...Ale nic...pozostaje mi tylko wierzyć, że nic nie dzieje się tak bez sensu, nie wierzę w przypadki. Widocznie muszę to wszystko przeżyć by móc żyć inaczej, by zrozumieć wiele spraw. Bolesna i ciężka to nauka -gorsza chyba jest tylko matematyka:)- ale muszę ją przetrwać...Dobrze, że humor mnie do końca nie opuścił... I PRZYJACIELE bez, których po prostu nie dałabym rady.
Wielkie dziękuję dla WAS
Ściskam cieplutko w ten zimny i ponury wieczór:)

środa, 28 października 2009

Tęsknota za słońcem, skąd nazwa i...

Oj nie lubię takiej pogody. Gdzie nasza piękna, ZŁOTA jesień?! Brak słońca źle na mnie działa. Nic mi się nie chce, najchętniej nie wystawiała bym nosa spod kołdry. Moja depresja się nasila, nie lubię się tak czuć... Na szczęście dziś słonko choć odrobinkę się do mnie uśmiechnęło:) Było pięknie. Aż nie mogłam usiedzieć w domu. Zakasałam rękawy i robiłam podwórkowo- ogrodowo- altankowe porządki. Grabienie liści, gdy słońce ogrzewa nam policzki jest bardzo przyjemne:) Wysadziłam z doniczek wrzosy, wyrzuciłam z koszyków pomarznięte już begonie i inne kwiaty.... I delektowałam się świeżym powietrzem, ciepłymi,słonecznymi promieniami na twarzy i widokiem moich kotów ganiających spadające liście...Gdyby nie czarne myśli kłębiące się w mojej głowie było by dobrze...Na szczęście wciąż gdzieś w moim sercu jest nadzieja, że jeszcze będzie dobrze. Potrzeba tylko czasu...
Wyjaśnię skąd nazwa mojego bloga. Długo się nad nią zastanawiałam... ze dwa miesiące na pewno. Aż ostatnio mi się przyśniła... i oto jest. Ale nie jest to jakaś abstrakcja:)
Bramasole to nazwa pięknego domu z książki "Pod słońcem Toskanii" Frances Mayes. Uwielbiam tę książkę i czytałam ją już kilka razy. Jestem nią zauroczona... Kto nie czytał, polecam gorąco. W Toskanii niestety nie byłam, ale kiedyś tam pojadę...:)
Bramasole: bramare - pragnąć, tęsknić, sole- słońce. Bramasole oznacza więc, coś co tęskni do słońca. Ja chyba też wiecznie za nim tęsknię...zwłaszcza jesienią, gdy jest tak szaro, buro i ponuro. Brrrr...Podoba mi się ta nazwa, nie tylko dlatego co oznacza, ale i za piękne brzmienie:)
Hm miało być coś jeszcze, ale na razie zostanie tylko tyle:)

poniedziałek, 26 października 2009

Bramasole...

Nareszcie mam bloga:)...
długo zwlekałam z jego założeniem bo nie byłam pewna czy ogarnę te wszystkie techniczne sprawy (i chyba nadal nie jestem...). Jakoś może dam radę;)
Później nie mogłam się zdecydować jak ma się nazywać, ale problem sam się rozwiązał bo nazwa przyśniła mi się w nocy, ale o tym kiedy indziej. Od dawna podczytuję mnóstwo wspaniałych blogów
i zachwycona jestem jakie cuda tworzą kobietki i jaką pozytywną energię potrafią przekazać innym... To niesamowite i ja też tak chcę!:)
W zaciszu domowym od dawna dłubię, kleję, wycinam i kombinuję i w końcu nabrałam odwagi by te swoje wytworki pokazywać publicznie...Ale blog będzie również o ważnych dla mnie sprawach,o tym co wzrusza, co cieszy i bawi i o tym co trapi...
Mam nadzieję, że będzie Wam u mnie miło.

No to zaczynam swoją blogową przygodę:) (troszku przerażona, ale szczęśliwa)