piątek, 29 stycznia 2010

JAJA atakują:)


Zaniedbałam troszkę swojego bloga ostatnio:( To wszystko przez to, że prywatnie u mnie rozpierducha większa niż dziś na dworze..., ale nie chcę o tym pisać, wystarczy, że myślę bezustannie...Już chyba sama nie wiem co mam robić.
Tak więc jeśli nie wiem co robić- to robię decoupage'owe jaja.Od kilku dni siedzę i wydzieram, wycinam, oklejam i maluję. Przede mną jeszcze cieniowanie i dłuuuugie lakierowanie wydmuszek.
Nic nie sprawia mi większej frajdy jak ten przed wielkanocny okres i robienie jajeczek:)
Jak na razie zrobiłam 30 gęsich wydmuszek i 10 kurzych ... i mam przestój bo zbrakło mi jaj!!!
Na allegro jak się tylko pojawiają wydmuszki to szybciutko znikają. Udało mi się dziś kupić 40 sztuk, ale potrzebuję w sumie jakieś 100...No nic zostaje mi czekać i kupować na raty.
Jak widać na zdjęciu wyżej koty z racji tego, że na dworze taka zimnica nie wystawiają nosa za drzwi. Mają już totalnego świra!!! Sylwuś chętnie mi pomaga i grzeje dupkę na moich serwetkach:)
Dopiero rozebrałam choinkę i teraz już tylko jaja królują w domu! I oby do wiosny bo już mam serdecznie dość tej zimnicy! Zdecydowanie ciepłolubne stworzenie ze mnie jest:)
Prezentuję swoje niewykończone jeszcze jaja:) Mam nadzieję, że już budzą nadzieję na wiosnę!



Trzymajcie się cieplutko i nie dajcie się tej zimie! Ja po prawie 3 tygodniach walki z jakimś wirusem dopiero wracam do siebie.
Postaram się nadrobić blogowe zaległości i być bardziej systematyczna:)

Pozdrawiam Was mocno
Aga

czwartek, 21 stycznia 2010

O pewnej przygodzie:)


Jakaś zaduma mnie od rana złapała przez niemiłą sytuację...Ale już otarłam oczy i postanowiłam, że jednak się dzisiaj będę uśmiechać...chociażby dlatego, że mam imieniny:) A co?!...Właśnie dlatego!...
Co roku bardzo hucznie obchodziłam swoje święto. Schodzili się najbliżsi znajomi i przyjaciele i balowaliśmy do białego rana...Od lat tak było, że kilkanaście osób spędzało ten dzień ze mną i nigdy nie wyszli ode mnie wcześniej niż 5 rano dnia następnego...Ale w tym roku uprzedziłam wszystkich, że nie wyprawiam imienin z przyczyn wszystkim znanych... Jest mi troszkę przykro, ale mam nadzieję, że w następne swoje święto znów będę szczęśliwa i znów będę mogła spędzić ten czas z bliskimi mi osobami... A dziś no cóż jest jak jest.
Nastrój w jakim jestem sprawił, że zaczęłam przeglądać zdjęcia na komputerze i wspominać... I wiecie na co trafiłam? Na fotki z czerwca ubiegłego roku. Wtedy to szukałam prezentu dla mojej młodszej o 10 lat siostrzyczki na Dzień Dziecka. Jak zawsze chcę dla niej wszystkiego co wyjątkowe. I wymyśliłam prezent, NIETYPOWY bardzo... Skok na BUNGEE! Moja mama jak to usłyszała, to dostała wręcz szału. Oczywiście się nie zgodziła, Marysia jest niepełnoletnia, więc zgoda mamy była wymagana. Ale ja tak łatwo nie odpuściłam... Hm złamałam troszkę prawo, pokombinowałam... i pewnej słonecznej niedzieli wylądowałyśmy w Warszawie przy basenach na Moczydle, w ośrodku który organizuje skoki. W całej Polsce tylko ten ośrodek ma pozwolenie na organizowanie skoków z 90 metrów (standard to skok z 45 m.). A co jak szaleć to szaleć! My się z Ryśką nigdy nie rozdrabniamy! To miała być największa przygoda naszego dotychczasowego życia. I powiem, że chyba jak na razie była. Tego co się czuje skacząc nie da się opisać! To trzeba po prostu POCZUĆ! Skakała z nami jeszcze jedna siostra cioteczna. Zdecydowałyśmy się na skok przypięte do jednej liny. Co ja będę więcej gadać popatrzcie sami!
Stojąc jeszcze na dole. Na zdjęciu widać jak wysoko miałyśmy wjechać!

Heh jeszcze naiwnie uśmiechnięte (ja pierwsza z lewej,w środku siostra cioteczna, i z prawej moja 15 letnia siostrzyczka Marysia, która na jeden dzień zrobiła się na rudo!)

Tu powoli miny robią się niewesołe !

To był najtrudniejszy moment! Trzeba się wychylić i z własnej woli rzucić się w dół! Leci się nie czując na początku, że coś nas trzyma. Dopiero gdy lina się napnie i zamortyzuje człowiek czuje się bezpiecznie...a do tego momentu po prostu się spada...

Ten czerwony punkcik w dole to materac czyli miejsce docelowe naszego lotu! Wiem, że 90 metrów to w sumie nie jest aż tak wysoko, ale jednak robi wrażenie. Heh tym bardziej miałam i mam satysfakcję, że to zrobiłam bo mój mąż nie dał rady i nie skoczył! Zjechał na dół z niewesołą miną i z przekonaniem, że my kobiety tym bardziej nie skoczymy! I tu się mylił. Jednak nie jesteśmy taki słabe jak się mężczyznom wydaje!
Powiem Wam, że warto było bo to NIESAMOWITE wrażenie! Tylko co ja wymyślę w tym roku, żeby przebić tamten prezent?:)

A tymczasem uciekam oklejać gęsie wydmuszki. Zrobiłam już troszkę wczoraj, ale pokażę kiedy indziej.

Aaa i jeszcze WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla wszystkich Babć z okazji ich święta i dla wszystkich moich imienniczek również!
Miłego dnia Wam życzę:)
Gagu

wtorek, 19 stycznia 2010

Broszki w natarciu:)


Jak widać broszki mnie opętały:) Wczoraj znów popełniłam kilka cudeniek... Kończą mi się moje kochane koronki i muszę się udać na zakupy, ale na samą myśl robi mi się niedobrze...W pasmanterii, w której się zaopatruję pracują dwie panie, jedna bardzo miła i pomocna, a do drugiej bez kija lepiej nie podchodzić. Nigdy nie wiadomo na którą się trafi dlatego odwlekam wizytę w tym miejscu...jednak dłużej już nie mogę bo pustki się robią.


Ta z jeżykiem jest śliczna i jak na razie moja ulubiona:) Mojej siostrzyczce też się spodobała, więc jutro muszę zrobić podobną!



Broszki nadal będę tworzyć, ale już jutro.... zaczynam sezon jajkowy. Zazwyczaj zaczynam robić decoupage'owe jajka w lutym, ale w tym roku zacznę wcześniej bo i święta będą wcześniej.
Moje koleżanki już są w toku produkcji gęsich jaj, więc i ja muszę odkurzyć wydmuszki, wyjąć serwetki, papiery, farby i do roboty:) Powiem szczerze, że to moje ulubione "hand mejdowe" zajęcie. Wprost UWIELBIAM robić wielkanocne jaja! Dobra, ale o tym kiedy indziej... Teraz już uciekam:)

Pozdrawiam ciepło
Aga

poniedziałek, 18 stycznia 2010

BROSZKOWO i nadal chorowicie...


Za wcześnie się ostatnio pochwaliłam, że wracam do zdrowia...niestety choróbsko trzyma mnie już tydzień. Dopadł mnie wirus rota, a każdy wie jakie to paskudztwo jest męczące. Teraz z licznych dolegliwości został mi katar i ból gardła... Mam nadzieję, że to już koniec bo szczerze mówiąc wymęczona i osłabiona jestem i to bardzo. Wiadomo, że nikt nie lubi chorować. Ale teraz to już naprawdę czuję, że lada dzień i będę jak nowa:)

W zeszłym tygodniu naszła mnie wena mimo okropnego samopoczucia i wyprodukowałam kilka broszek... Bazą do każdej jest kwiatek z włóczki zrobiony na szydełku. Dostałam kiedyś sporo od koleżanki i tak leżały bo nie miałam na nie pomysłu. W końcu się doczekały... Poszły w ruch moje ulubione bawełniane koronki, koraliki, perełki, tasiemki i co tam jeszcze pod ręką było. I tak powstało kilka broszek, które według mnie są całkiem wdzięczne:)
W produkcji są następne bo już się spodobały kilku osobom, więc jeszcze troszkę ich naprodukuję.
Wczoraj moja młodsza siostrzyczka, która występowała z chórem miała przypiętą tą pierwszą poniżej i wyglądała z nią ślicznie- z resztą Marysia zawsze wygląda ślicznie :) (o niej muszę koniecznie wysmarować oddzielnego posta bo to najukochańsza istota pod Słońcem)
Tak więc pokazuję kilka pierwszych broszek jakie powstały, mam nadzieję, że się spodobają:)







Idę dalej szyć broszki póki wena mnie nie opuściła.
A Wam odwiedzającym życzę zdrówka bo jest najważniejsze i bez niego nic się nie da:)
Miłego i twórczego wieczoru życzę!
Aga

środa, 13 stycznia 2010

Choróbsko...

Choróbsko mnie jakieś dopadło i przez ostatnie kilka dni ledwo żyłam, ale już mogę powiedzieć, że wracam do żywych!... Wymęczona i osłabiona jeszcze jestem, ale z jakaś taką nowa energią i nowym świeżym spojrzeniem na wszystko. :)
Zaczynam znów działać i tworzyć! W głowie kipią pomysły (szybko z niej uciekają więc zapisywać muszę) i jak tylko siły mi na to pozwolą, a mam nadzieję, że już jutro będę się czuła zupełnie dobrze to biorę się za ich realizację :)

Postanowiłam nie przejmować się człowiekiem, który mi nadal uprzykrza życie i nie daje spokoju. Widocznie jego życie jest strasznie nudne, że chce mu się tak bardzo mieszać w moim. Ja się znieczulam na tego typu zachowania...

Obiecuję, że kolejne posty będą dotyczyć już przede wszystkim moich wytworków:)
pozdrawiam Aga

piątek, 8 stycznia 2010

Tchórzliwe anonimy!

Nie piszę od jakiegoś czasu bo czyta tego bloga ktoś, kto mogę to powiedzieć z pełną świadomością jest moim wrogiem...Nie chciałam tego, ale stało się tak. Żałuję bardzo, że nie zauważyłam tego już dawno temu, że ta osoba od początku miała w stosunku do mnie złe zamiary. Intencje naszej znajomości też jak się okazało, ze strony tej osoby były bardzo nieczyste...No cóż czasu nie cofnę. Stało się! Nauczyło mnie to, że jednak trzeba być bardzo ostrożnym wpuszczając kogoś do swojego życia. Wydaje się nam, że kogoś znamy, bo przegadaliśmy miliony godzin, bo wiemy o sobie prawie wszystko...ale tego co tak naprawdę siedzi w cudzej głowie, sercu, umyśle- nie wiemy niestety. Nazywamy kogoś swoim przyjacielem, a tak naprawdę nie wiemy, że ta osoba może w perfidny i paskudny sposób próbować nas skrzywdzić. Jak się okazuje wiek też niewiele ma wspólnego z dojrzałością... Myślałam, że jeśli ma się te trzydzieści parę lat to w głowie przez te lata, też się już zdążyło poukładać... A jednak ogromnie się myliłam. Tak niedojrzałej osoby w życiu nie znałam i mam nadzieję już nie poznam! Prawdziwe jest powiedzenie, że twój przyjaciel może być twoim największym wrogiem bo wie o tobie wszystko! I tak jest i tak się stało.
Miałam nadzieję, że ta osoba da już mi spokój, ale znając adres mojego bloga ona go czyta i cały czas czuje, że może brać udział w moim życiu...Otóż nie! Nie możesz! Mówiłam Ci, że nie życzę sobie Twojej obecności w moim życiu, Twoich tchórzliwych i obraźliwych komentarzy pod postami pod którymi nie masz odwagi się podpisać!
Jeśli musisz czytać, to trudno choć wolała bym nie. No ale zabronić nie mogę niestety. Lecz jeśli znów będą się pojawiać Twoje komentarze to zmienię adres bloga.

Takie sytuacje miały już miejsce na kilku blogach, które czytam i zawsze mnie to oburza jak ktoś czuje, że może wykorzystywać to miejsce do tego aby nas obrażać czy poniżać. Ja tego tutaj nie robię i nie życzę sobie, aby ktoś to robił. Nie dam się też straszyć! Piszę o swoim życiu i jeśli się to komuś nie podoba niech po prostu nie odwiedza mojego bloga. Sprawa jest prosta!

Źle się czuję, że musiałam o tym napisać i że akurat tak nieprzyjemnej sprawy dotyczy mój pierwszy wpis w nowym roku, no ale trudno. Muszę załatwić tą sprawę tak, bo jak ktoś jest tchórzem i potrafi tylko umieścić anonimowy komentarz, a nie potrafi odebrać telefonu to innej rady nie ma. Od razu uprzedzam, że każdy Twój komentarz będzie usunięty! A jeśli masz mi coś do powiedzenia to zrób to osobiście, bo ten blog nie jest miejscem do załatwiania takich spraw!

Pozdrawiam inne osoby blogujące i czytające
Agnieszka