środa, 23 stycznia 2013

Po długiej nieobecności..

Nie było mnie tu całe wieki..tzn. byłam, czytałam komentarze, zaglądałam do Was jednak sama weny nie miałam. Teraz też nie bardzo wiem o czym i jak pisać..Jednak mam ogromne wyrzuty sumienia, że nie piszę regularnie, że nie jestem w tym blogowaniu konsekwentna. A, że nie lubię być niekonsekwentna dlatego wracam:)
Uprzedzam, że zaległości mam dużo, więc i post długi się szykuje:) Choć mam nadzieję, że nie tak bardzo nudny i męczący.
Szczerze mówiąc to głównym powodem mojego milczenia był mały dołek, zwykła frustracja i wkurzenie.. a na co? A no to poszukiwanie domu.. Jeździmy, szukamy i nic. Bo albo cena, choć tak naprawdę chyba nie znaleźliśmy jeszcze nic co tak naprawdę chcielibyśmy kupić, albo odległość od cywilizacji.. Bo choć oboje moglibyśmy zamieszkać gdzieś na kompletnym odludziu to myśląc realnie wybijamy to sobie z głowy. Chcemy w przyszłości założyć rodzinę i kupno domu 50 km od jakiejkolwiek cywilizacji w postaci sklepu, lekarza, szpitala czy szkoły byłoby głupotą. Poza tym nie wyobrażam sobie kupna gołej działki, łysego pola.. Chciałabym dom, najlepiej stary z kawałkiem ziemi.  A jeśli już tylko działka to musi być zadrzewiona. Chciałabym żeby to miejsce uwiodło mnie czymś, najlepiej starymi jabłoniami, modrzewiami lub lipą:) A najlpiej wszystkim na raz:) Musi być z drzewami i już:) Nasze obecne podwórko (bo ogrodem tego nazwać nie można) jest łyse, rośnie tu tylko jeden orzech.. Zasadziliśmy parę drzew, ale są niewielkie, a poza tym toczymy o nie ciągłą walkę, bo nikt prócz nas nie widzi potrzeby mieć drzew u siebie skoro są za płotem... A za płotem mamy las.. I tylko to mnie tak długo tu trzyma. Nie wyobrażam sobie teraz nie mieć tych drzew za oknami:) I tak drzewa są głównym warunkiem i punktem numerem jeden na liście marzeń dotyczących naszego miejsca na ziemi:)
A to jedno z miejsc, które oglądaliśmy. Urocze miejsce, choć raczej nie do mieszkania na codzień.

Prawda, że uroczy?

A te schodki z tyłu domu i widok na staw był cudny:)

W środku wszystkie drzwi są piękne, drewniane i dwuskrzydłowe:) A w kuchni stoi piękny kredens:)





Jeśli już jesteśmy przy starociach to nie raz wspominałam już o kredensie nad którym się męczę.. Już ponad rok temu kupiłam za grosze górę od kredensu. Czyszczenie go zajęło mi prawie rok, nie raz rzucałam w diabły robotę przy nim i miałam ochotę porąbać toto i spalić. Z resztą nie  tylko ja, bo jak M widział jak się z tym męczę to sam miał ochotę to zrobić.. Po jakimś czasie jednak złość mi przechodziła a siły wracały, więc czyściłam dalej. Nie wiem czy był on pomalowany, ale pod kilkoma warstawami farby olejnej był chyba jakiś podkład.. Nie mogłam go niczym usunąć, chemia tego nie ruszała, pod opalarką się mazał, a szlifierka się zapychała.. Sama nie wiem jak w końcu udało mi się go doczyścić. W pierwotnej wersji miało być surowe drewno, zabezpieczone woskiem. Jednak był zbyt zniszczony dlatego musiałam go pomalować. Z resztą miał zawisnąć w kuchni nad stołem, jednak doszłam do wniosku, że na naszym mikro poddaszu będzie robił zbyt ciężkie wrażenie. Dlatego dorobiliśmy mu dolną część i znaleźliśmy mu inne miejsce. Brakuje mu jeszcze półki po środku dolnej części. Ja jestem w nim zakochana, ale to pewnie przez ilość pracy jaką przy nim wykonałam:)

Moje cudo już w fazie czyszczenia, nie mogę znaleźć zdjęć przed..
Brakuje środkowej półki.. Nie patrzcie na drzwi od garderoby po prawej stronie..



Uwielbiam ten kolor, jest taki szaro niebieski:)




Miałam pokazać Wam jeszcze kalendarze, a dokładniej dekupażowe deseczki pod wyrywane kalendarze, ale nie wiem czy to nie za dużo jak na raz:)  Kalendarze pokażę następnym razem a teraz kilka zimowych widoczków:)

Zagubiony pomidor w szklarni..


Roszponka wysiana jesienią w szklarni świetnie sobie radzi:)

I uśpiona szklarenka..


Mam nadzieję, że znów tu wrócę..dołki chyba minęły, więc jest nadzieja:) Postanowiłam swoją energię i wszystkie myśli skierować na co innego niż frustracją spowodowaną poszukiwaniem domu. Choć tak bardzo chciałabym wiosnę przywitać już w swoim ogrodzie to wiem, że to zwyczajnie nierealne. Pozostaje mi uzbroić się w cierpliwość.. A tymczasem rozpoczęłam przygotowania już do wielkanocy.. Szyję śliczne, kolorowe i wiosenne fartuszki kuchenne a zaraz zabieram się za moje ulubione dekupażowanie gęsich jaj:)

Pozdrowienia ślę i dziękuję, że mimo mojego milczenia zaglądacie:))
Aga