czwartek, 31 grudnia 2009

Z nadzieją na przyszłość.



Po zaciemnionym niebie biegnie smuga kolorowa,
z ogonem rozpryskującym się po królestwie nocy.
Po chwili znika w blasku księżyca, tak jak rok miniony.
Lecz coś po nim pozostanie- wspomnienia i marzenia.
Szczęście i te dni gorsze, słowa raniące i te kojące.
Uśmiech igrający ze łzami.
A ja życzę Ci, aby te wspomnienia,
które pozostaną w pamięci w Nowym Roku były inne.
Z marzeniami, masą dobrych dni, słowami płynącymi z serca,
które uszczęśliwią, wspomnienia z masą miłości i przyjaźni.


Wszystkim Wam życzę wszelkiego dobra w nadchodzącym roku, bądźcie szczęśliwi :)
Pozdrawiam Agnieszka

wtorek, 29 grudnia 2009

....jak tylko rozpacz zdarza się...

Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. (...)Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść świecie.
Paulo Coelho — Czarownica z Portobello

Emocjonalny wrak, totalnie rozpieprzona.
Jak można być takim skur...??? Jak ma się chcieć, jak można kochać, jak ma się mieć nadzieję, jak żyć...? Ludzie są podli,te wredne istoty, które się kocha albo kochało potrafią być tak okrutni. Wszędzie fałsz, kłamstwa, obłuda, ataki, tchórzostwo. Pieprzone kołtuny:/Nienawidzę tego...
Muszę dać radę i DAM! Los jeszcze zakpi... i ja mu pomogę!

czwartek, 24 grudnia 2009

Święta przyszły i do mnie...








Niech te święta sprawią,



że będziecie potrafili cieszyć się tym co macie.


Niech marzenia zmienią się w cele,


do których będziecie dążyć.


Niech nie zabraknie Wam miłości i wsparcia,


żeby pokonać przeciwności losu.


Niech przyjaciele i rodzina pokazują Wam


jak wyjątkowi jesteście.



Wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzę Cudownych Świąt:)
Ściskam cieplutko
Agnieszka

czwartek, 17 grudnia 2009

Nic nie trwa wiecznie...

"W księżycowy wniknąć chłód
wejść w to srebro na wskroś złote
w niezawiły śmierci cud
i w zawiłą beztęsknotę

Był tam kiedyś czar i śmiech
tłumy bogów w snów obłędzie-
było dwóch i było trzech-
lecz żadnego już nie będzie!

Został po nich rozpęd wzwyż
i ta oddal bez przyczyny
i ten złoty nadmiar cisz-
i te srebrne szumowiny...

Tam bym Ciebie spotkać chciał
tam się przyjrzeć swemu licu
właśnie dwojga naszych ciał
brak mi teraz na księżycu!

Noc oddycha nasza krwią,
krew podziemną płynie miedzą...
Nasze ciała teraz śpią-
nasze ciała nic nie wiedzą"

B.Leśmian


Od kilku dni ten wiersz chodzi mi po głowie... Pierwszy raz usłyszałam go osiem lat temu...nie miałam wtedy chyba jeszcze skończonych siedemnastu lat i od tamtej pory cały czas go pamiętam. Słuchałam go wtedy leżąc w środku nocy na łące, w wysokiej chyba metrowej trawie...
Była ciepła letnia noc, a ja szaleńczo zakochana:) Wtedy myślałam, że tak już będzie do końca życia...Teraz już wiem jak bardzo się myliłam.
Tak wiele od tego czasu się zmieniło, ale "Wiersz księżycowy" Leśmiana nadal co jakiś czas puka do mojego serducha, do moich myśli i wspomnień.To piękne wspomnienia...
Dziś też zapukał i to jakoś mocno i boleśnie. Siedzę, wspominam, a łzy płyną ciurkiem...
Tak bardzo mi żal! Teraz została mi tylko zimna obojętność od której pęka mi serce...


czwartek, 10 grudnia 2009

ZAPIŚNIKI i kocia gwiazda:)


Od wczoraj próbuję napisać posta i ciągle mi coś w tym przeszkadza.
Wczoraj wieczorem wstawiłam już nawet zdjęcia, aż tu nagle na mojej wsi wyłączyli prąd:/ Mój staruszek laptop na swojej równie starej baterii to pociągnął jakieś 5 minut i padł...Po kilku minutach prąd włączyli, ale internet przestał działać:/ A gdy internet już hulał to było po pierwszej w nocy i przeszła mi ochota na cokolwiek.
Rano znów próbowałam, ale znów internet padł, a gdy działał to mój staruszek się zawiesił... To się dopiero nazywa złośliwość rzeczy martwych;)
No, ale nie chwaląc może się uda dokończyć tego posta:) Tak, więc piszę póki wszystko działa.
Ostatnie dni mijają głównie pod znakiem lakierowania... Szczerze to jest chyba najgorszy etap decoupage'owania . Nudny bo lakierowanie czegoś 30 razy nie może być przecież niczym ciekawym. Naprodukowałam się troszkę ostatnio i teraz mój dom miejscami przypomina lakiernię;) Gdzie się tylko da leżą prace, pędzle, lakiery i werniksy...A ja w każdej wolnej chwili przechodząc obok nich biorę się i lakieruję...Oj nuuuda...
We wtorek już nie wytrzymałam i wzięłam się za papier. Powstały 3 notesy i zapiśnik kulinarny.
Dwa notesy są powyżej. Są nieduże takie 10 na 15 cm... Miło się robi takie rzeczy bo znacznie szybciej widać efekt końcowy niż przy pracach decoupage'owych.
Jakiś czas temu zrobiłam dla swojej przyjaciółki zapiśnik kulinarny (ten czerwony). Na zdjęciu jest jeszcze nie skończony bo w ostateczności cały grzbiecik czyli spiralę miał obwiązaną koronką i wstążkami. Naprawdę wyszedł bardzo ładnie... I co najważniejsze mojej R też się podobał:)
Spodobał się także komuś innemu, więc zrobiłam podobny. Jest na bazie segregatora, w środku ma kartki i zakładki, które dzielą przepisy na kategorie...Mam nadzieję, że też się spodoba nowej właścicielce i będzie umilał gotowanie:)
Na zdjęciu z zapiśnikiem załapała się Tośka. Kto ma w domu kota (a ja mam trzy) ten wie, że nic nie może się obyć bez ich udziału. Na większości zdjęć jakie robię w domu jest właśnie ona:) Ma jakiś czujnik i nieważne, że śpi jak tylko wyjmuję aparat Tośka już jest na pierwszym planie. Tak, więc wstawiam jedną fotkę z moją ulubienicą (to taka sama indywidualistka jak jej pani). A pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu nie lubiłam kotów, ale teraz już wiem dlaczego, bo po prostu ich nie znałam i wierzyłam w te bzdury, które są powtarzane na ich temat... Koty są cudne, wierzcie mi:)


Ostatnio wspominałam, że podpisałam umowę z pewną galerią ...Nie będę ukrywać, że wiązałam z tym pewne nadzieje. Jednak teraz już wiem, że raczej z tej współpracy nic nie będzie i nie potrwa ona za długo. A to przez podejście tej kobiety , która ją prowadzi. To chyba nie jest człowiek, z którym ja potrafię się dogadać. Sam fakt, że od 2 tygodni dostaję od niej codziennie maila, że dziś już na pewno moje prace pojawią się na stronie, a się nie pojawiają świadczy, że nie można traktować zbyt poważnie tego co mówi...Przykre bo wydawała się naprawdę profesjonalna i kompetentna. W zeszły piątek mówiono o tej galerii w jednym z programów w TVN, niedługo ruszy reklama we wszystkich środkach komunikacji miejskiej w Warszawie, więc jak widać wszystko powinno być w porządku...Nie chcę jednak skreślać tej współpracy tak na początku. Poczekam jeszcze trochę i zobaczymy co z tego wyjdzie:) Wiem, że działa od niedawna i dopiero zaczyna się wdrażać we wszystko, więc może dlatego jeszcze nie do końca sobie ze wszystkim radzi...Będę trzymać kciuki, oby wszystko się udało i weszło na właściwe tory:)

Dziś uświadomiłam sobie, że do świąt zostały tylko 2 tygodnie! Aż nie mogłam uwierzyć, że tak mało. Niestety w tym roku nie czekam na Boże Narodzenie jak zawsze...Nie potrafię się cieszyć, gdy wszystko się wokół wali. Zmusiłam się jednak i zrobiłam troszkę dekoracji świątecznych w domu, ale o tym może w innym poście... Najchętniej zapadłabym teraz w sen zimowy i przespała ten czas, obudziłabym się już w nowym roku i może wszystko byłoby łatwiejsze...Ech szkoda, że się tak nie da:( No nic zostaje mi tylko wziąć się w garść i jakoś to wszystko przetrwać. Najgorsze, że im więcej spraw mnie trapi to ja coraz bardziej zamykam się w swojej skorupie. Nie dopuszczam bliskich do tego co się dzieje ze mną i u mnie...Wiem, że to ich boli, ale ja nie potrafię ich martwić. Sama się muszę uporać, ale coraz mi trudniej, zwłaszcza, że idą te "magiczne święta".

Trzymajcie się cieplutko i oby do WIOSNY!!! Wtedy wszystko wydaję się łatwiejsze:)
Aga

środa, 2 grudnia 2009

Zabawa:)

Dziś chciałabym ogłosić małą zabawę na blogu. Tak na zachętę:) A mianowicie osoba, która przyśle mi na maila print screen'a ze stanem licznika odwiedzin z liczbą 100 otrzyma ode mnie upominek.
Jeszcze nie wiem co to będzie, ale na pewno coś wykonanego przeze mnie:)
Zachęcam do zabawy!
Pozdrawiam Aga

poniedziałek, 30 listopada 2009

Bo to życie zachodu jest warte...

Dziś rano pewna osóbka zamieściła komentarz na moim blogu. To pierwszy komentarz od nieznanej mi osoby. Okazało się, że nawiązała również swojego posta do moich słów i przemyśleń. Wzruszyła mnie tym bardzo. Napisała, że często mylimy plewy z ziarnem, choć różnica między nimi jest bardzo widoczna i oczywista i wybieramy plewy. Ale to nie do końca jest tak... Tak masz rację czasem się mylimy i wybieramy w swoim życiu źle. Często jednak w życiu dokonujemy złych wyborów bo jest nam tak bardzo źle, czujemy ogromną pustkę i samotność i wolimy zapchać tą dziurę byle czym. Przez chwilę jest nam dobrze. Wydaje się nam, że lepiej tak niż w ogóle. Tyle, że jest to wybór nie do końca świadomy. Dopiero po jakimś czasie dociera to do nas. Ja nie zdawałam sobie sprawy jak wiele różnych mechanizmów mam zakodowanych w swojej psychice. Jak wiele rzeczy w moim życiu wywołanych jest tym co przeżyłam jako dziecko. Nauczyłam się bronić przed złem tego świata, przybierać różne maski, które miały mnie chronić. Tak się da żyć, tylko ile?!
W moim życiu przyszedł właśnie taki moment, że zaczynam być świadoma jak wiele rzeczy robiłam nieświadomie, mechanicznie. W naszej głowie powstaje mnóstwo mechanizmów obronnych, które pozwalają nam przeżyć trudne chwile. Ja powoli zaczynam zrzucać te maski. Dlatego piszę na blogu tak szczerze i otwarcie o swoim życiu. Wiem, że niektórych może razić taki ekshibicjonizm...Ale uwierzcie, że tak bardzo zmęczyło mnie udawanie, że już dłużej nie mogłam.
Mam dość odpowiadania na pytanie "jak się czuję i co u mnie", że " jest świetnie". Bo nie jest. Do tej pory nie potrafię swoich bliskich obarczać swoimi problemami "bo ja na złe reaguję źle, kurczę się w sobie, zamykam". Taką postawą zniszczyłam swoje małżeństwo.Popełniłam mnóstwo błędów i przyznaję się do nich, bo uważam,że to ludzkie. Usprawiedliwiam się odrobinę tym, że nie wszystko co zrobiłam w swoim życiu było z mojej winy. Na to jakimi ludźmi jesteśmy składa się mnóstwo czynników... Trudno jest być z osobą, która zawsze chce radzić sobie sama, która odsuwa bliskich i nie pozwala sobie pomóc, choć tak bardzo tej pomocy potrzebuje. Ludzie w takich sytuacjach czują się bezsilni, bo przecież nikomu na siłę się nie pomoże. Czują się też odtrąceni i niepotrzebni... Tyle, że ja zwyczajnie zawsze musiałam radzić sobie sama. Nie miałam na kogo liczyć. I do tej pory dawałam jakoś radę, ale każdy ma swoje granice... Moje zostały przekroczone ponad rok temu. Od tego czasu było coraz gorzej. Dopiero niedawno przyznałam się sama przed sobą, że już nie daję rady, że potrzebuję tej pomocy. Tyle, że wtedy wszystkich już od siebie odsunęłam i niektórych relacji nie da się już naprawić. Chociaż niezupełnie, bo jednak pewnie się da, ale wymaga to ogromnej determinacji, wiary, siły i pokory. Tyle, że mi tego brakuje...
Teraz pracuję nad sobą i walczę o siebie każdego dnia. To jest najważniejsze. W tym momencie jestem egoistką bo jeśli ja o siebie nie zadbam to nikt tego za mnie nie zrobi. Trudne są to wybory...Ale życie jest jedno i chyba zaczynam mieć ochotę, aby przeżyć je po swojemu. Nie w cieniu drugiej osoby, z wiecznym poczuciem mniejszej wartości. Chcę móc iść przez życie z głową uniesioną do góry. Chcę w końcu móc być sobą... A żeby tak było musiałam przyznać się do błędów, przestałam udawać, że zawsze dam radę, pozwalam swoim łzom wypłynąć, a swoim ustom mówić, że jest mi źle.
Jeśli kogoś to razi to trudno...Ja jednak wierzę, że to jest cenniejsze niż cynizm i obłuda. I chyba dla takich osób tu piszę. Nie nakłaniam innych do tego by byli równie szczerzy i wylewni, ale też nie chcę, żeby potępiali mnie za to, że ja taka jestem.

Spokojnej nocy życzę:)

piątek, 27 listopada 2009

Nadzieja znów się budzi:)


Dawno nic nie pisałam bo nie chciałam znów mówić o złych i smutnych sprawach dotyczących mojego życia. Wszystko idzie własnym torem. Co ma być to będzie. Robię co mogę, ale niektórych spraw nie przeskoczę.
Ale dziś nie o tym. Energia i radość mnie rozpiera. Moje podcięte ostatnio skrzydła zaczynają powolutku odrastać:) Los się do mnie delikatnie i nieśmiało zaczyna uśmiechać, a więc po kolei.
Jakiś czas temu pewna galeria internetowa zaproponowała mi współpracę. Ja się bałam spróbować z powodu małej wiary w siebie...Jednak któregoś dnia pod wpływem chwili zdecydowałam się do nich odezwać. No i udało się! Dziś podpisałam z nimi umowę i będę wystawiać u nich swoje prace. Na razie nie zdradzę nazwy bo jeszcze muszę podesłać im zdjęcia moich wytworków (głównie decoupage'owych i troszkę kartek świątecznych i bilecików do prezentów) i dopiero prace będą wystawione do sprzedaży. Zdjęcia prac też będą profeska bo zrobił mi je kumpel fotograf-amator. Ja niestety nie potrafię zrobić ładnych zdjęć...Zawsze wychodzą ciemne i nieostre. Ale teraz już będę mieć ładne fotki na których moje prace będą jakoś wyglądać.
Kolejny mały sukcesik to to, że moje wytworki pojadą na targi sztuki i rękodzieła artystycznego do Poznania, które odbędą się w pierwszy weekend grudnia, a w kolejny weekend będą na targach w Warszawie. Bardzo się cieszę z tego powodu, ale jednocześnie stresuję, bo targi pokażą czy moje rzeczy będą miały jakiekolwiek zainteresowanie. Jak na razie trzymam kciuki i wierzę, że się uda. No coś w końcu musi mi się udać;) Robiąc swoje prace wkładam w nie mnóstwo serca i czasu i myślę, że to widać. Chociażby to, że lakieruję je naprawdę około 30 razy. Sama jestem estetką i lubię ładne rzeczy, dlatego staram się żeby moje wytworki również budziły uśmiechy na cudzych twarzach:) (Dziś wzbudziły zachwyt dziewczyn z galerii i było to bardzo przyjemne uczucie).
Oj jutro rano z nowym zapałem zabieram się do dalszego tworzenia...
A tymczasem uciekam spać. Trzymajcie za mnie kciuki:)
Spokojnej nocki...

poniedziałek, 16 listopada 2009

SMUTEK...

Dziś tylko tyle, że znów podcięto mi skrzydła, odebrano nadzieję i wprowadzono do mojego serca ten okropny niepokój, który mnie niszczy...
Nie jestem złym człowiekiem. Staram się żyć tak, żeby nie ranić innych...Ale jestem tylko zwykłym człowiekiem, który popełnia błędy. Płacę za nie ogromnie słono, ale czy to, że zrobiłam coś źle odbiera mi prawo do szczęścia, do spokoju? Czy nasze błędy zawsze zasługują tylko na potępienie?...Nikt nie jest doskonały, spróbujmy czasem zrozumieć drugiego człowieka, nie osądzajmy go od razu, bo nie mamy takiego prawa. Tak bardzo się zadręczam, ale ostatnio ktoś mi powiedział, że tak nie można, że czas z tym skończyć, że trzeba być dla siebie czasem łaskawym, odpuścić sobie, dostrzec w sobie człowieka, pokochać go, wypłakać się, nie być dla siebie tylko krytykiem. To trudne... Nie jestem krystaliczna, ale staram się żyć jak najlepiej potrafię. Żyję w zgodzie ze sobą, swoim sercem częściej niż rozumem niestety...ale taka już jestem. Dostaję przez tą swoją ogromną wrażliwość,wręcz dziecięcą naiwność, zbytnią ufność nieźle po dupie. Ale chyba tych cech akurat w sobie nie zmienię, wolę żyć tak, choć to często boleśnie mnie doświadcza, niż nie ufać i nie wierzyć w ludzi tak jak teraz. Może to głupie...
Wierzę w dobro drugiego człowieka jak w nic na świecie (choć ten drugi człowiek niejednokrotnie okazał się jednak złym) . Kieruję się na co dzień przede wszystkim sercem, choć wiadomo, że to nie najlepszy doradca w życiu, bo często zbyt wrażliwy, impulsywny, naiwny, idealizujący...ale i tak nie zamienię go na tego drugiego czyli rozum.
Dzisiejszy wieczór z serii tych raczej bolesnych niestety. Osoby bliskie naszym sercom tak bardzo potrafią zranić. Słowa kamienie tak mocno w nas trafiają i zostawiają na długo ślad w naszym sercu, te rany goją się latami...Mam mnóstwo takich ran, niektóre się powolutku zabliźniają, niektóre wciąż krwawią..., ale i jedne i drugie zostawią po sobie ślady.
Czas pozwoli mi zapomnieć, bo nie wierzę, że goi rany, pozwala nam się po prostu z nimi pogodzić. Niech tylko morze cierpliwości i pokory na mnie spłynie...

Życzę wszystkim odwiedzającym wewnętrznego spokoju, którego tak mi brakuje...i jednak tej wiary w drugą osobę bo bez niej nic nie ma sensu

Dobranoc

sobota, 14 listopada 2009

PRACOWITY i samotny wieczór, ciasteczka piekę...

Oj jakiś dziwny ten dzisiejszy dzień, dłuży mi się strasznie i nic nie zapowiada, że skończy się tak szybko... Jakaś bezsenność mnie męczy od kilku miesięcy i zasypiam tak twardo dopiero nad ranem. Marzy mi się tak położyć o 23 i zasnąć jak niemowlę i słodko przespać całą noc.Hm...na razie chyba nierealne to jest, no trudno.
Dziś postanowiłam sobie, że może jednak warto spróbować i gdzieś sprzedawać swoje prace. Jutro ruszam na podbój dwóch miejsc- trzymajcie kciuki żeby się udało:) A dziś postanowiłam zrobić porządek ze swoimi wytworkami i odpowiednio je przygotować żeby się pięknie prezentowały...Mam nadzieję, że mi się udało. Zrobiłam małe i skromniutkie etykietki do prac, zapakowałam je w przeźroczysty celofanik (nie lubię tej nazwy) i przewiązałam ozdobnym sznureczkiem...Uważam, że wyglądają całkiem dobrze (szczerze to uważam, że są śliczne)- taka mała nieskromność. Trzeba się czasem podbudować odrobinkę:)
Pokazuję zatem dwa moje ulubione chusteczniki i zbiorczą fotkę moich prac. Są tam chusteczniki, świece, malutkie pudełeczka i deseczki na zapiski...


Wieczór pracowity dziś bardzo, chyba potrzebowałam się troszku wyżyć dlatego pichciłam... Zrobiłam sałatkę a potem ruszyłam z ciastkami. Nie lubię piec ciast, nie mam do nich serca, ale gotować uwielbiam...Jedyną słodkością jaką piekę (całe dwa razy do roku) są ciasteczka owsiane. Przepis znalazłam kiedyś na jakimiś blogu, a że było to ze dwa lata temu to niestety nie wiem na którym. Ciasteczka wychodzą przepyszne...Pachną cynamonem i delikatną nutką migdałów.Naprawdę są pycha:)
Na wielkim stole w kuchni robiłam wszystko na raz, pakowałam wytworki i robiłam ciastka, więc chwilowo był niezły sajgon, ale szybko się z nim uwinełam...
Później już był błogi odpoczynek z kubkiem zielonej herbaty i przegryzanymi ciachami:)

piątek, 13 listopada 2009

Nareszcie ogarnęłam wstawianie zdjęć:)...więc się chwalę






Dzięki Asi w końcu udało mi się wstawić zdjęcia! Asiu dziękuję Ci bardzo:)
Mogę nareszcie się troszkę pochwalić swoimi wytworkami... Święta się zbliżają, więc prace iście w tym temacie. Dziś tylko kilka moich kartek bo jest ich zdecydowanie za dużo, żeby pokazać wszystkie na raz, więc będę je dawkować. No i jedna zbiorcza fotka zawieszek do prezentów...
W ubiegłym roku narobiłam tych zawieszek całe mnóstwo i każdy z moich bliskich miał specjalną zawieszkę tylko dla niego. Nie wszyscy to doceniają niestety...niektórzy nawet nie zwrócili na nie uwagi tylko obdarli prezent z papieru i wyrzucili, no cóż tak bywa. Ja i tak miałam ogromną satysfakcję, że prezenty są opakowane w niebanalny sposób i wyglądają po prostu pięknie...Bo tak często przecież nawet drobny upominek, ale dany od serca i od serca zapakowany potrafi nas ogromnie ucieszyć. Przynajmniej mnie...Jestem estetką, więc zwracam uwagę na takie niby szczegóły jak tagi do prezentów. W tym roku tworzę, więc te swoje zawieszki i kartki i mam nadzieję, że znów kogoś ucieszą:)
Mam mnóstwo swoich przeróżnych prac i z papieru i decoupage'owych, ale zero odwagi by gdzieś je sprzedawać...Choć co roku przed świętami drogą pantoflową rozchodzą się wśród znajomych wieści, że coś tam robię i mam mnóstwo zamówień. Wtedy znów jestem szczęśliwa, że ludzie chcą, żebym coś dla nich zrobiła, ale mam problem z wycenieniem swoich prac...heh bizneswoman ze mnie żadna niestety...
Ale przyjemność i satysfakcja z tego, że moje prace wywołują uśmiech na czyiś twarzach są ogromne:)

Zdjęcia niestety kiepskie bo robione komórką bo mój aparat się buntuje ostatnio...
A i jeszcze dodam, że pomysł na te teksty z piosenki na tych kartkach z nutkami jest zgapiony od kogoś, ale nie mam zielonego pojęcia od kogo. W zeszłym roku gdzieś zobaczyłam, ale nie zapisałam tego nigdzie, więc nie wiem...

Oj jestem taka zadowolona, że udało mi się z tymi zdjęciami...:) Może dzięki temu nie będę tylko marudzić na tym blogu (choć troszkę na pewno bo nie da się przecież w takiej sytuacji jakiej jestem udawać, że wszystko jest ok), ale mam nadzieję, że nie tak jak do tej pory.

Pozdrawiam wszystkich czytaczy i podglądaczy (po liczniku widzę, że ktoś tu jednak zagląda:)...)
Ściskam cieplutko i zmykam do łóżka...

piątek, 6 listopada 2009

O wszystkim i o niczym...

Dawno tu nie zaglądałam...tzn. zaglądałam, ale nic nie pisałam. Nie chciałam, żeby ten blog był o moim osobistym życiu, ale tak jakoś się składa, że na razie jest i chyba przez jakiś czas będzie...

Nie chcę znów marudzić i wylewać swoich żali. Heh chyba jednak troszkę chcę...Staram się nie zatruwać życia swoim przyjaciołom moimi problemami, przecież oni też mają swoje, więc gdzieś to co leży na serduchu musi znaleźć swoje ujście...Choć najczęściej to oni taplają się ze mną w moim bólu...hmm chyba taka rola przyjaciół. Ja też wspieram jak mogę (tak mi się wydaje).
Jakoś samotnie mi dziś w ten piątkowy i dość ładny, choć zimny wieczór. Choć winko i lody czekoladowe wprawiły mnie w dość dobry humor:) Tzn. na tyle dobry jaki może być w tej sytuacji...
Oj sentymentalna to ja jestem, liryczna i melancholijna też, ale niestety mało romantyczna (jeśli w ogóle)- moja mama nad tym ubolewa, bo mówi, że kobieta to powinna być romantyczna, a ja za cholerę nie jestem:). Lubię się tak rozpływać i myśleć, odpływać gdzieś myślami...I dziś tak właśnie odpływam.
Milion myśli mam w głowie o tym co było, jak jest, i jak będzie. I dochodzę do wniosku, że chyba czas skończyć z tym myśleniem, czas zacząć działać. Niestety już sama myśl o tym, że aż tyle zmian mnie czeka mnie paraliżuje. Ale kiedyś muszę dorosnąć. Wszystko co nieznane nas przeraża, ale w życiu trzeba ten strach przezwyciężać i ja to muszę zrobić...
Decyzja podjęta od kilku miesięcy- jednak rozwód, a ja nadal tkwię w takim zawieszeniu. Nadal mieszkam u męża gdzieś tam kątem...Ale ile tak można? Oj uwierzcie, że już niedługo. To takie dziwne mieszkać z kimś kogo jeszcze nie tak dawno tak bardzo się kochało...a teraz jak dwoje obcych sobie ludzi.
Nigdy nie myślałam, że tak będzie wyglądać moje życie...Ale życie pisze takie scenariusze, które tak bardzo nas zaskakują i na które czasami nie mamy wpływu, albo mamy, ale dostrzegamy to zbyt późno.
Hmm wielkimi krokami zbliża się czas magiczny dla mnie - Boże Narodzenie. W moim domu było...jak było, ale święta zawsze były wyjątkowe. Ojciec wtedy nie pił, mama szykowała dwanaście potraw, w jednym malutkim pokoju, w którym mieszkaliśmy zawsze było miejsce na żywe drzewko. Zawsze będę wspominać ten czas jako wyjątkowy...
W swoim dorosłym życiu też stawałam prawie na głowie, żeby nauczyć moją nową rodzinę tego jak powinny wyglądać święta. I myślę, że mi się to udało.
Ale już w tamtym roku jak w moim małżeństwie było źle to te święta choć się starałam były straszne. Niedawno usłyszałam, że życząc w tamtym roku swojemu mężowi szczęścia nieważne z kim, ale by był szczęśliwy, to były to dla niego najgorsze życzenia...bo nie życzyłam nam szczęścia, tylko jemu.
Nie wiedziałam, że tak to odbierze. Przecież każdy z nas na to szczęście zasługuje... i on i ja też - widocznie nie razem.
Nie chcę by kolejne święta były dla niego tak straszne i przykre, więc chyba w tym roku muszę się przed owymi świętami wyprowadzić...To taka cholernie trudna dla mnie decyzja, ale chyba muszę to w końcu po męsku przyjąć na klatę:)
Nie wyobrażam sobie samotnych świąt, ale widocznie tak musi być...Muszę dać radę! I wiem, że dam...ale jakim kosztem?!

Życzę Wam i sobie oby ten magiczny czas, który się zbliża był jednak pełen nadziei na lepsze jutro, mnie ta nadzieja trzyma przy życiu...
Jeśli nie te święta to, następne będą już szczęśliwe tego sobie życzę...
Spokojnej nocy:)

sobota, 31 października 2009

Kolejny krytyczny moment...

Jak długo tak można żyć?...Jak długo można naiwnie wierzyć w dobroć drugiego człowieka skoro oni tak ciągle nas zawodzą... Ja już nie mogę. Tak bardzo się staram, ale jak mam ufać ludziom którzy na to nie zasługują. Jestem rok po ślubie, a już nie nie wierzę w miłość. Jeszcze niedawno wierzyłam, ale co z tego, jak ta wiara została zachwiana...Najpierw ta wiara w czyste, nieskazitelne, rodzicielskie uczucie, które powinno być teoretycznie bezwarunkowe...ale takie nie było.Było to uczucie wymagające i niszczące, jeśli w ogóle było...Później kolejne uczucia, mniej lub bardziej ważne. W końcu to jedyne...tak niby się wydawało...a jednak takie nie jest. Przysięgałam przed Bogiem, że "w zdrowiu i w chorobie, że dopóki śmierć nas nie rozłączy" i co...?i gówno prawda. Przyszło jak grom z jasnego nieba, nie wiadomo skąd. Przewróciło życie do góry nogami. Po co? Do dziś zadaję sobie to pytanie po STO razy dziennie -"PO CO?". Czemu to ma służyć? Bo niby wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, z przypadku? Ale po co niby przyszło to uczucie? Uwierzyłam, że ktoś mnie kocha bardziej, że ktoś mnie w pełni akceptuje, bardziej niż mąż...I co? I gówno prawda!!!Zniszczyłam wszystko co miałam. Pokochałam całym sercem zupełnie obcego człowieka. Byłam dla niego gotowa przewrócić całe życie do góry nogami... i to zrobiłam.Postawiłam całe życie na jednej szali...Czy żałuję? Powiem, że nie bo zawsze sobie powtarzam, że w życiu niczego nie należy żałować. A jednak...
Jak się czuje kobieta,... jak się czuje człowiek, który traci w życiu wszystko, który traci miłość, małżeństwo, obietnicę, przysięgę, dobroć, bezpieczeństwo, zaufanie, który traci w pewnym momencie swojego życia, po prostu chęć do tego by żyć, by rano wstać umyć zęby, wypić kawę, i powiedzieć "Dzień dobry" całemu światu? Wiecie jak się czuję?...jak chodzące gówno, jak nic nie warty śmieć, nikomu niepotrzebny...Tak się czuje człowiek, który traci swoją godność...
A jednak wciąż naiwnie niosący w sobie tą wiarę w dobroć drugiego człowieka. Wiem to głupie, ale ja inaczej nie potrafię. Mimo tego, że wciąż dostaję nieźle po dupie, wierzę, że będzie dobrze... Choć wierzę już ostatkiem moich sił to trzymam się tego kurczowo... Bo to jedyne co w tym momencie mam...Jeśli się puszczę to wiem, że przepadnę...
A chyba wciąż jest we mnie ta wiara w szczęście i chęć życia. Dziś był znów kolejny dla mnie trudny dzień, powrót do przeszłości, kolejne niesprawiedliwie oskarżenia, kolejny brak zaufania, kolejny trudny powrót do bolesnych wspomnień...Ja wiem, że nie raz popełniłam błąd, ale kto z nas ich nie popełnia? Kto z Was tego nie zrobił?...Rzućcie pierwsi kamieniem...Bo ja nie potrafię...Świadomie ponoszę konsekwencję swoich czynów i będę je ponosić do końca życia... Boli mnie tylko jedno czemu niektórzy nie są świadomi tego co robią, czemu udają, że są w porządku, czemu nie chcą zrozumieć, że robią coś nie tak...Że ranią INNYCH.Jak można być tak bezwzględnym?
POWIEDZ mi! Wierz, że mówię do Ciebie...Tonę w swej rozpaczy i bólu, kur.... mnie boli, że tak się dzieje. Bądź szczęśliwy bo wiesz, że ja Ci tego życzę, ale Ty też daj mi żyć...Choć tak bardzo mi trudno żyć bez Ciebie...bo wciąż CIĘ KOCHAM! Byłeś dla mnie WSZYSTKIM...a dziś zostałam z niczym. Nie no coś tam mam...pogardę, drwinę , śmiech, brak zaufania, złość, żal, łzy, smutek, nieszczęście i potworne wyrzuty sumienia...Ale kogo to obchodzi? Wciąż słyszę przecież, że mam to czego chciałam...
Ale ja Wam powtarzam, że ja nie chciałam łez, krwawiącego serca, pogardy itd.... chciałam przecież jak każdy ZWYKŁEGO LUDZKIEGO SZCZĘŚCIA!
Jak się okazuje to jednak zbyt wiele...

czwartek, 29 października 2009

Czarne chmury na moim niebie.

Chciałabym potrafić i móc myśleć o sobie i swojej przyszłości pozytywnie..., ale nie potrafię niestety. Tak bardzo czuję się samotna z tym wszystkim co się teraz wokół mnie dzieje. Nie chcę żeby ten blog był tylko o moich problemach i smutkach, ale niestety taki okres w moim życiu.
Taplam się w swoim żalu, smutku, rozpaczy, rozgoryczeniu...ale chyba muszę. Jest mi to potrzebne...Do tej pory sobie na to nie pozwalałam, ale "ból musi wyboleć, a łzy muszą wylecieć" i taki właśnie chyba u mnie czas...Mam jednak gdzieś głęboko w środku ziarenko nadziei na lepsze jutro. Myślałam, że jak powiem sobie, że czas dzieciństwa już za mną i że to wszystko co było już nie jest ważne - to się myliłam. Boimy się zajrzeć w ciemne zakamarki naszej przeszłości, odkładamy to jak najdłużej, ale przychodzi taka chwila, że coś pęka, że dłużej czekać się nie da...I zaglądamy tam...i to jest ciężkie, ale musimy to zrobić, żeby móc iść dalej. Teraz dopiero, gdy nastał trudny czas w moim życiu dociera do mnie jak bardzo to, czego doznajemy we wczesnych latach dzieciństwa i młodości ma na nas ogromny wpływ, jakie piętno na nas odciska...Bądźmy my dorośli tego świadomi wychowując kolejne pokolenia. Nie mam swoich dzieci, ale w przyszłości nie chciałabym nigdy powtórzyć błędów moich rodziców. Nie będę mówić o traumatycznych przeżyciach jakich doznałam, ale choćby mówienie swoim dzieciom, że są kochane, że są ważne, że są zdolne ma taki ogromny wpływ na budowanie naszej świadomości, naszego poczucia własnej wartości. Ja tego nie mam i dopiero w wieku dwudziestu paru lat próbuję nabrać tej pewności siebie, zrozumieć, że jestem coś warta. To dość późno, ale chyba "lepiej późno niż później"...Szkoda tylko, że wiąże się to w moim przypadku z depresją, z rozpadem małżeństwa i ogromnymi zmianami w moim ledwie poskładanym życiu...Ale nic...pozostaje mi tylko wierzyć, że nic nie dzieje się tak bez sensu, nie wierzę w przypadki. Widocznie muszę to wszystko przeżyć by móc żyć inaczej, by zrozumieć wiele spraw. Bolesna i ciężka to nauka -gorsza chyba jest tylko matematyka:)- ale muszę ją przetrwać...Dobrze, że humor mnie do końca nie opuścił... I PRZYJACIELE bez, których po prostu nie dałabym rady.
Wielkie dziękuję dla WAS
Ściskam cieplutko w ten zimny i ponury wieczór:)

środa, 28 października 2009

Tęsknota za słońcem, skąd nazwa i...

Oj nie lubię takiej pogody. Gdzie nasza piękna, ZŁOTA jesień?! Brak słońca źle na mnie działa. Nic mi się nie chce, najchętniej nie wystawiała bym nosa spod kołdry. Moja depresja się nasila, nie lubię się tak czuć... Na szczęście dziś słonko choć odrobinkę się do mnie uśmiechnęło:) Było pięknie. Aż nie mogłam usiedzieć w domu. Zakasałam rękawy i robiłam podwórkowo- ogrodowo- altankowe porządki. Grabienie liści, gdy słońce ogrzewa nam policzki jest bardzo przyjemne:) Wysadziłam z doniczek wrzosy, wyrzuciłam z koszyków pomarznięte już begonie i inne kwiaty.... I delektowałam się świeżym powietrzem, ciepłymi,słonecznymi promieniami na twarzy i widokiem moich kotów ganiających spadające liście...Gdyby nie czarne myśli kłębiące się w mojej głowie było by dobrze...Na szczęście wciąż gdzieś w moim sercu jest nadzieja, że jeszcze będzie dobrze. Potrzeba tylko czasu...
Wyjaśnię skąd nazwa mojego bloga. Długo się nad nią zastanawiałam... ze dwa miesiące na pewno. Aż ostatnio mi się przyśniła... i oto jest. Ale nie jest to jakaś abstrakcja:)
Bramasole to nazwa pięknego domu z książki "Pod słońcem Toskanii" Frances Mayes. Uwielbiam tę książkę i czytałam ją już kilka razy. Jestem nią zauroczona... Kto nie czytał, polecam gorąco. W Toskanii niestety nie byłam, ale kiedyś tam pojadę...:)
Bramasole: bramare - pragnąć, tęsknić, sole- słońce. Bramasole oznacza więc, coś co tęskni do słońca. Ja chyba też wiecznie za nim tęsknię...zwłaszcza jesienią, gdy jest tak szaro, buro i ponuro. Brrrr...Podoba mi się ta nazwa, nie tylko dlatego co oznacza, ale i za piękne brzmienie:)
Hm miało być coś jeszcze, ale na razie zostanie tylko tyle:)

poniedziałek, 26 października 2009

Bramasole...

Nareszcie mam bloga:)...
długo zwlekałam z jego założeniem bo nie byłam pewna czy ogarnę te wszystkie techniczne sprawy (i chyba nadal nie jestem...). Jakoś może dam radę;)
Później nie mogłam się zdecydować jak ma się nazywać, ale problem sam się rozwiązał bo nazwa przyśniła mi się w nocy, ale o tym kiedy indziej. Od dawna podczytuję mnóstwo wspaniałych blogów
i zachwycona jestem jakie cuda tworzą kobietki i jaką pozytywną energię potrafią przekazać innym... To niesamowite i ja też tak chcę!:)
W zaciszu domowym od dawna dłubię, kleję, wycinam i kombinuję i w końcu nabrałam odwagi by te swoje wytworki pokazywać publicznie...Ale blog będzie również o ważnych dla mnie sprawach,o tym co wzrusza, co cieszy i bawi i o tym co trapi...
Mam nadzieję, że będzie Wam u mnie miło.

No to zaczynam swoją blogową przygodę:) (troszku przerażona, ale szczęśliwa)