piątek, 31 grudnia 2010

Szczęśliwego NOWEGO ROKU!


Kochane podczytywaczki i podczytywacze:)

Życzę Wam, całego alfabetu życzeń:)

A...anioła stróża u boku
B...buziaków słodkich miliony
C...czasu wolnego dla siebie
D...drogi usłanej różami
E....ekskluzywnych wakacji
F....fury pieniążków
G...gwiaździstego nieba
H...horoskopu korzystnego
I.... i oprócz tego
J...jasności umysłu
K...kolorowych chwil
L...lotów wysokich
M...miłosnych uniesień
N...nieprzemijającej urody
O... oddechu od codzienności
P...pogodnych dni
R...romantycznych wieczorów
S...szalonych nocy
T...tylko spełnionych marzeń
U...uroku osobistego
W...wiary w sukces
Z...ZAWSZE UŚMIECHNIĘTEJ BUZI
...W...KAŻDY...DZIEŃ...


Do napisania w Nowym Roku:)
Szampańskiej zabawy dzisiejszej nocy i lekkiej główki jutro:)

Buziaki Aga



piątek, 24 grudnia 2010

WESOŁYCH ŚWIĄT:)




Wesołych Świąt Kochani!
Mnóstwo szczęścia, uśmiechu, radości
I zdrowia:)
Wielu ciepłych i niezapomnianych chwil
w gronie najbliższych Wam osób:)

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Upragniony bufet i skarpeciocha:)


Gotuję dużo i często... bo lubię i samo gotownie i dobre jedzenie:) W mojej maleńkiej kuchni na poddaszu, która połączona jest z dzienną częścią naszego mieszkanka dzieje się non stop.
Jednak do tej pory działo się nezbyt komfortowo, ato dlatego, że kuchnia nie była skończona.
Już jakiś czas temu pokazywałam półki, które wpsowały się w miejsca gdzie nic nie pasowało bo skosy przeszkadzały, ale to nie wszystko. Szafki na dole nagle się urywały....Nie mieliśmy pomysłu jak dalej zabudować przestrzeń, żeby wykorzystać niewielki metraż. Aż tu nagle wpis u Asi z Green Canoe o biblioteczce i olśnienie:) W głowie pojawił się pomysł i tak oto z głowy na kartkę, zakupy w casto i do roboty:) W 2 dni zbudowaliśmy z Marcinem brakujący kuchenny mebelek, nie wiem jak to nazwać może być barek może być bufet... Nie ważne. Ważne, że jest!
Piękny, lekki i bardzo pojemny:)
W rzecywistości jest bardziej śmietankowy. Z drugiej strony zdjęć nie pokazuję bo półki są otwarte i już zapełnione, a to na pokaz nie bardzo:)
Przy okazji wymieniliśmy w kuchni oświetlenie i blaty na drewniane:)
Może na zdjęciach tego nie widać, ale naprawdę wygląda to super, ciepło i przytulnie:)
U Allize na blogu widziałam śliczne skarpety jakie uszyła. Zawzięłam się któregoś wieczorku i uszyłam sobie podobną:) Nie mam maszyny, więc ręcznie dziergałam tak na okrętkę:) Plus haftowany monogram:) 5 godzin i mam skarpetę;)






W kuchennym oknie zagościły śnieżynki:) Śliczne są:) Zrobiła je dla mnie Ania z Home Sweet Home:) Ania potrafi cuda robić. Dzięki Kochana jeszcze raz:)







W domu sajgonik mały, na środku stoi rozdłubany na części pierwsze fotel, który ostatnio kupiłam. Miałam go oddać do tapicera, ale ceny mnie z nóg zwalają, więc spróbujemy z Marcinem sami. Co wyjdzie to wyjdzie, w końcu to nie operacja na otwartm sercu. Jak się nie uda to trudno.

Uciekam. Spokoju w tym zwariowanym czasie Wam życzę:)

Pozdrawiam cieplutko
Aga

wtorek, 7 grudnia 2010

Ja pierniczę! i Peppa:)


Przedstawiam Wam Peppę! Niektóre z Was pewnie już ją widziały na blogu Marty:) Oglądając jej prace wiedziałam, że zdolna z niej bestia i poradzi sobie świetnie z takim zadaniem:)
Córeczka moich przyjaciół, mała Kalinka uwielbia Peppę i zawsze jak przyjdę to pokazuje mi jakieś bajeczki, książeczki i inne gadżety związane ze swoja ulubienicą. Pomyślałam zatem, że taka maskotka byłaby dla niej świetnym prezentem na Gwiazdkę, tylko skąd ją wziąć...
I tu zjawiła się Marta ze swoimi zdolnymi łapkami:) Uszyła olbrzymią świnkę, jest cudowna!
Wielka akurat do tarmoszenia przez Kalinkę:) Mam nadzieję, że oszaleje na jej punkcie tak samo jak ja:) Martuś dziękuję Ci raz jeszcze:)


A ja nadal pierniczę:)
Pierwsza tura pierniczków już skończona. Polukrowane czekają w słoju na Święta. Dziś przygotowałam kolejną porcję ciasta, poleżakuje w lodówce do jutra i będzie gotowe do pieczenia.
Lukrowanie pierników jest czasochłonne, wymaga wprawy- zawsze myślałam, że to takie proste a jednak nie bardzo, ale za to baardzo przyjemne:)
Zawsze robię dużo tych korzennych ciasteczek, ponieważ w Święta robię z nich paczuszki i obdarowuję znajomych i rodzinkę:)





W domu mam sajgonik od soboty! Jak pisałam ostatnio, że zamierzamy w weekend zrobić zabudowę w kuchni i przerobić komodę na kredens to nie wiem jak ja sobie to wyobrażałam...
Brakującą część kuchni już prawie skończyliśmy! Wyszło naprawdę super:) Dziś wieczorem wymienimy jeszcze stare laminowane blaty na piękne drewniane i już będzie prawie skończone:)
Nasza kuchnia to tak naprawdę niewielki aneks połączony z pokojem dziennym, trudne to miejsce do zagospodarowania bo skosy są dość nisko, ale myślę, że sobie poradziliśmy całkiem nieźle.
Nie wiem czy kredens zdążę zrobić przed Świętami bo czeka jeszcze na mnie fotel... Piękny, stary, z plecionymi boczkami. Jutro się za niego biorę:) Już nie mogę się doczekać aż usiądę w nim z książką i herbatką:)

Buziaki Kochane posyłam szczęśliwie zapierniczkowana:)
Gagu

piątek, 3 grudnia 2010

Misz i masz:)


Tyle się ostatnio dzieje...Chciałabym napisać, że spokój po ostatnich ekscesach z babcią, ale jest wręcz odwrotnie cała lawina różności się zwaliła. Tak to jest niestety jak się mieszka w 3 pokoleniowym domu i ma się dużą rodzinę. Żyje się wtedy także problemami rodziny.


Ale dziś nie o tym. Tak żeby się troszkę oderwać od tych niedobroci i żeby jednak pożyć troszkę swoim zyciem ( a tego mi ostatnio brakuje) zrobiłam troszkę rzeczy dla NAS:)
Drewniana taca pochodzi z czasów kiedy chodziłam na kursy decoupagu . Ozdobiłam ja wtedy troszkę na japońską nutę:) Różowości z czarnym i w dodatku jakieś peonie:) Paskudna wyszła i tyle. Nie mogę sobie przypomnieć co mi się 5 lat temu w tym motywie podobało i co mnie tchnęło, żeby takie paskudztwo popełnić:) Stała tak sobie biedna przerzucana z kąta w kąt bo patrzeć na nią nie mogłam...Jednak szkoda jej było bo drewniana, bo duża, bo pakowna...
W końcu się nad nią zlitowałam. Przemalować ją z tych kolorków nie było łatwo, dodałam motyw z serwetki i oto jest:) Całkiem nowa, świeża, lekka i taka radosna:) Wciąż lakierowana się suszy jeszcze...




Wszyscy ostatnio wyszywają, a ja im zazdrościłam. Wydawało mi się to strasznie trudne, a jak spróbowałam to jednak nie taki diabeł....
Wszędzie widać czerwone hafty na białym tle, a mu mnie przewrotnie:) Ale tylko dlatego, że w pasmanterii nie było białej kanwy..., więc mam czerwoną z białym monogramem:)
Troszkę kanciasty ten hafcik, ale pierwszy, więc i tak dumna jestem:)
Tak swoją drogą to mam mnóstwo wzorów do haftowania narysowanych przez mojego ojca. On pięknie rysował, więc miał zamówienia od mnóstwa kobiet na narysowanie wzorów na serwety czy obrusy. Moja mama kiedys też haftowała i to są wzory, które ojciec rysował dla niej:)
Piękne:) Pozostały sentymentalną pamiątką:) Może i ja zacznę haftować według nich? Kto wie? :)


Świąteczne obżarstwo tuż tuż:) Szynki się peklują do wędzenia, a żeby było jeszcze smaczniej zrobiłam kilka słoiczków żurawiny. Lubię takie dodatki. Dziadek zawsze ściera nam świeżutki chrzan ukopany na polu, babcia robi ćwikłę, a w tym roku i ja coś dorzucę od siebie:)



Jak co roku na Święta nie może zabraknąć pierników. Robię je od kilku lat, ale dopiero w tym roku zebrałam się na odwagę, żeby je pięknie polukrować. Na razie pokazuję wam takie golutkie, ale uwierzcie, że całkiem całkiem mi wyszły:) Wydaje się to takie dziecinnie proste, a wcale takie nie jest...Jutro zrobię fotki przy dziennym świetle to pokarzę.



Jutro dużo pracy zaplanowanej... Chcemy dokończyć zabudowę kuchni, przerobić komodę na kredens i takie tam różne przyjemności:)
A w niedzielę szykuje się ...ciii nic nie powiem bo jeszcze zapeszę:) Pochwalę się (jeśli będzie czym oczywiscie) po weekendzie:)

Aaa i jeszcze muszę Wam zdradzić, że poznałam ostatnio kilka fajnych dziewczyn-blogerek:) Zuzię, Agnieszkę i jak byłam w Krakowie to spotkałam się z Basią-Florą:) Same super kobietki:)
Ach i jeszcze jedno z Zuzią znów niebawem się zobaczę bo zapisałam się na kurs szycia kapciochów, który organizuje w Wawie, ale Wy już pewnie o tym wiecie:)


A tymczasem uciekam. Miłego weekendu Wam życzę, odpoczywajcie, pieczcie pierniki i lepcie bałwany:)
Buziaki
Aga

wtorek, 30 listopada 2010

Wczorajsze przykrości.

Wczorajszy dzień to jakiś koszmar był. To co się działo na dworze było przerażające. Ledwo dziś mogę rękoma ruszać, tak mnie bolą od machania łopatą.
Dziś na szczęście jest spokój. Zaparzyłam sobie kawkę w kawiarce, zupka ogórkowa się pyrli, więc mam chwilę, żeby napisac parę słów:)

Wczorajszy dzień upłynął na odśnieżaniu... Nie miałam czasu nawet obiadu ugotować. Godzinę odśnieżałam, pół godziny grzałam się w domu... Tak to wyglądało. Zasypywało nas momentalnie.
Normalnie pewnie nie mówiłabym o tym, bo wszędzie tak było, ale gdy coś się dzieje to taka pogoda przeraża.
Mieszka z nami w domu, babcia mojego męża. Jest to starsza osoba, która od sierpnia strasznie się pochorowała. Jej starcze choroby tak się posunęły, że w chwili obecnej jest osobą wymagającą opieki non stop. Tylko leży i żyje całkowicie we własnym świecie. Nie jest sparaliżowana, ale nie rusza się i nie jest w stanie sama funkcjonować.Lekarze mówią, że to nie przez stan fizyczny tylko psychiczny... Opieka nad nią opiera się głównie na pielęgnacji. Tyle jesteśmy w stanie dla niej robić. Babcia już prawie nas nie poznaje, ma swój świat, w którym nas umiejscawia, ale tak jak jej to pasuje. A raczej na ile jej pozwala to co się dzieje w jej głowie. Całymi dniami babcia krzyczy, woła, płacze...Tak jest najczęściej. Czasami jednak myśli, że jest młoda, mówi nam, że właśnie leci na randkę poduszkowcem, albo wygania nas z pokoju bo mówi, że właśnie jest w łóżku z mężczyzną, albo się opala na polanie, albo prosi, żeby pomóc jej rozwieszać pranie na podwórku...
W nocy często budzi nas jej krzyk bo właśnie babcią szarpią jakieś diabły, których my nie widzimy, albo krzyzcy bo jest pożar a ona cała się pali... To wszystko jest bardzo ciężkie i przerażające... A nade wszystko bardzo przykre i przygnębiające bo nie możemy jej w żaden sposób pomóc.
Babcia oczywiście jest pod stałą opieką lekarzy, ale oni przepiszą leki, przyjadą raz na jakiś czas na kontrolę i na tym ich zadanie się kończy. Babcia oprócz kilku zwykłych starczych dolegliwości ma parkinsona i pewien rodzaj schozofrenii. Oprócz tego pracowałą kiedyś w szkodliwych warunkach zatruła się ołowiem. Ołowica podobno daje o sobie znać po kilkudziesięciu latach, siejąc spustoszenie w mózgu. Niestety nie ma na to lekarstwa. Zmiany w mózgu sa nieodwracalne.
Świat w którym babcia teraz żyje jest dla niej dość okrutny. Potrafi krzyczeć bez przerwy 3 doby, ona nie jest w stanie nad tym zapanować, a my nic nie możemy zrobić. Trzeba cierpliwie czekać aż się uspokoi, co niestety nie jest łatwe. My jesteśmy zmęczeni psychicznie i fizycznie z powodu niespania w nocy, a organizm babci 4 dnia sam ze zmęczenia domaga się odpoczynku. Babcia zasypia na kilka godzin, w tym czasie opuchnięty język i gardło dochodzą do siebie...
Tak jest od kilku miesięcy.
Ostatnio dochodzą do tego jeszcze stany nagłej śpiączki czy zapaści. Babcia nagle jakby traciła przytomność, ma otwarte oczy, ale zupełnie nie kontaktuje. Jest to przerażające dla nas, nie wiemy czy nic jej nie grozi dlatego za każdym razem wzywamy karetkę. Czasami udzielą jej pomocy w domu, a czasami muszą ją zabrać do szpitala. I tak co kilka dni... Wczoraj znów babci przydażyło się coś takiego.
Jednak z powodu śnieżycy udzielenie jej pomocy nie było takie łatwe.
Pogotowie dotarło, jednak karetka zakopała się na drodze przed naszą bramą. Teść po operacji nie może się przeciążać. Obie z teściową przez długi czas odkopywałyśmy karetkę, aby mogli zabrać babcię do szpitala. To było przerażające bo tu liczy się czas, a człowiek jest bezradny wobec takiego żywiołu.
Na szczęście się udało:)

Później jednak znów mnóstwo przykrych rzeczy. W szpitalu babcia trafiła pod opiekę lekarza obcokrajowca. Czarnoskóry lekarz, który prawie nie mówił po polsku. Broń Boże nie jestem rasistką. Jednak nie mogę pojąć jak lekarz, który pracuje w kraju, w którym językiem obowiązującym jest język polski praktycznie nie potrafi się w tym języku dogadać. Nie dość, że jset to ignorancja to jeszcze wielka nieodpowiedzialność. Pracując w takim zawodzie, na izbie przyjęć, gdzie praca polega nie tylko na leczeniu, bo żeby to zrobić trzeba się porozumieć z pacjentem nie mówić nawet "łamaną polszczyzną". Dla mnie jest to oburzające. Nie oszukujmy się, ale starsi ludzi rzadko znają języki obce. Z babcią była teściowa, która dogadywała się z lekarzem praktycznie na migi, a i tak wynikło kilka nieporozumień. Nie wiem jak taki człowiek ma udzielic pomocy skoro pacjent nie rozumie co się do niego mówi. Lekarz marotał sobie coś pod nosem, w karcie nawypisywał takie głupoty, że głowa boli. Przekręcał informacje które otrzymał.
W karcie można przeczytać, że babcia zatruta została środkami uspakajającymi- ciekawe skąd takie wnioski. Nie zrobiono babci badań krwi, które mogłyby to potwierdzić. Że nie wiadomo po co daje się jej te leki! Przecież to nie są leki kupowane na bazarze, tylko środki wypisywane na receptę przez lekarza rodzinnego albo psychiatrę. Nie leczymy jej przecież sami! Szkoda, że pan doktor nie ma szansy obejrzeć jak wygląda pacjent po 3 dniowym krzyku i płaczu.
Napisał również, że babcia ma liczne odleżyny! Ciekawa jestem, w którym miejscu? Po ostatnim kilkudniowym pobycie w szpitalu miała odleżyny. Jednak odpowiednia pielęgnacja w domu i ich nie ma. Zostały wyleczone. Osobiście zadzwoniłam do mamy mojej koleżanki, która jest pielęgniarką z pytaniem co mamy robić, aby wyleczyć te rany. Kobieta tak się przejęła, że przez kilka dni po swoim dyrzuże w szpitalu przyjeżdzała i robiła babci opatrunki. O godzinie 22 wychodziła od nas i wracała 30 km do swojego domu...Nie wzięła za to nigdy ani złotówki. Jesteśmy jej bardzo wdzięczni bo przecież nie musiała, a jednak tak bardzo nam pomogła. Babcia w tej chwili jest bardzo zadbana, ma specjalny materac i nic jej nie jest. Dlatego nie mogę pojąć czemu tem lekarz napisał takie głupoty.
Teściowa czytając to wszystko ledwo powstrzymywała łzy. Pan doktor niestety nic nie chciał zmienić, ale też nie potrafił wytłumaczyć skąd te głupoty. Jest to wielce krzywdzące uważam.
Jak można bezkarnie wypisywać takie rzeczy i krzywdzic tymi słowami innych. Może gdyby lekarz znał język polski i potrafił się nim porozumiewać to wszystko nie miałoby miejsca? Tego nie wiem, wiem jednak w jakim stanie jest babcia i uważam, że lekarz ten powinien ponieść jakiś konsekwencje tego co napisał w karcie. Jest to kłamstwem i bzdurą.
Babcię przywieziono o 1-ej w nocy do domu. Wolimy jak jest z nami, zaopiekowana jak trzeba.

Rozpisałam się, ale poruszyła mnie strasznie wczorajsza sytuacja. Szkoda mi teściowej, bo wiem, że dotyka ją to co wypisał ten lekarz. Widzę ile pracy i siły (nie tylko tej fizycznej) trzeba włożyć w opiekę nad chorą, starszą osobą. To co jesteśmy w stanie zrobić dla babci tyle robimy. Dlatego nie zgadzam się na taką bezkarność i bezczelność tego lekarza. Chcemy napisać skargę do dyrekcji szpitala. Pewnie nic ona nie da, ale człowiek przynajmniej zasygnalizuje, że tak być nie może i nie powinno.

Wiem, że opuszczam się blogowo, ale dużo się dzieje. Jutro napiszę jakiegoś mniej pesymistycznego posta, ale uwierzcie, że musiałam to z siebie wyrzucić.

Ciepełko Wam ślę w ten mroźny dzień.
Aga

poniedziałek, 22 listopada 2010

Spotkanie z Zuzią

Witam Drogie Podczytywaczki:)

Wpadam tylko na chwilkę, podjęłam się organizacji spotkania z Zuzią z bloga Szycie jest piękne. Przyjechała na kilka dni do Warszawy na warsztaty i wyraziła chęć spotkania na małą kawkę:)
Jest kilka chętnych osób, ale jednym pasuje wtorek czyli jutro a innym środa, Zuzi jest obojętne kiedy... Ja nie chciałabym decydować kiedy, dlatego prośba jeśli ktoś jeszcze ma ochotę na wspólną kawkę to niech zamieści u mnie komentarz i wtedy większością głosów zdecydujemy czy jutro czy środa:)
Jak widzicie tczasu jest mało...

Czekam na odzew
pozdrawiam
Aga

wtorek, 9 listopada 2010

Sypialniane detale.




Dziś znów pozwolę Wam zajrzeć do naszej sypialni. Wiem, że to może być nudne, ale ja nadal nie mogę się nacieszyć, że już jest gotowa! Nie przypuszczałam, że posiadanie oddzielnego pomieszczenia do spania to taka wygoda, a wręcz i lukus:) Tak, tak w naszym przypadku to wielki luksus!
Nasze poddasze ma mnóstwo skosów, jest nisko dlatego też nie jest podzielone ściankami (oprócz łazienki i garderoby). Do tej pory spaliśmy na sofie, którą trzeba było składać i rozkladać. Oprócz tego mieszkają z nami 3 koty które w odróżnieniu od nas w nocy nie śpią! Wtedy jest najlepsza pora na zabawę przecież, na skakanie po głowach, gryzienie w duży palec u stopy, miauczenie nad uchem:) Po zabawie trzeba odpocząć, najlepiej w naszym łóżku i najlepiej jak by szanowne państwo zrobiło sporo miejsca dla zmęczonych kociaków:)
Jakby tego było mało, to spanie i wdychanie zapachów z gotowania jest mało przyjemne (zwłaszcza jak M smaży sobie coś późną porą)...
A teraz nic nam już nie przeszkadza! Drzwi do naszego luksusu są zamknięte, kotom wstęp wzbroniny:) No i zapachów kuchennych też tak nie czuć.
Ja wiem, że może to kogoś dziwić, że mnie to aż tak uszczęśliwia, bo też przecież zwykła sypialnia, ale dla kogoś kto miał co noc miliony przeszkód by po prostu się wyspać, to teraz istny raj! :)
No dobra rozgadałam się bez sensu. Popatrzcie

Stoli już pokazywałam, przybyło jednak super czerwone i troszkę retro radio:)


Ten stolik też już znacie. Nowe są lampka i ramka z naszym nietypowym ślubnym zdjęciem:)
Lampka jest przerobiona przeze mnie, stara była obszyta żółtym płótnem, brudnym i zakurzonym bo dostałam ją już wieki temu... Obszyłam ją starą, bawełnianą firanką, którą dostałam od babci mojej przyjaciółki (firanka ma podobno ponad sto lat-ja dostałam nieduży kawałek-starczy jeszcze na jakąś serwetę) i bawełnianymi, szarymi koronkami.
Mi się bardzo podoba:) W dzień wygląda delikatnie i uroczo, a nocą śliczne światło no i te wzory odbijające się na suficie:)...






A poniżej ostatnie zakupy u Gosi-Markosi z Pchlego Targu... Dwie śliczne podusie, prześcieradło z falbaną i poszeweczki na poduszki. Wszystko jest piękne:) Czekam jeszcze na zasłonę, którą niedawno zamówiłam.




Trzymajcie się cieplutko:) Dziś ładny dzień po tych kilku deszczowych, więc ładujcie baterie słoneczkiem:)

Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny:)
Aga

czwartek, 4 listopada 2010

Wyniki candy:)



Na początku bardzo chciałabym podziękować wszystkim biorącym udział w zabawie.
Odwiedziłam wszystkie nowe nowe osoby, które mnie odwiedziły, poznałam kilka ciekawych blogów:) Będę do Was na pewno zaglądać:) Dzięki zabawie przybyło mi też kilu podczytywaczy, mam nadzieję, że zostaniecie:)

A teraz to najważniejsze... Wygraną osobę wylował M i jest nią FLORA:)

Bardzo Ci gratuluję, napisz do mnie maila z adresem i wybranym chustecznikiem (jeśli masz jakieś inne upodobania kolorystyczne to napisz, a może będę miała akurat coś w tym kolorze).

Jeszcze raz bardzo dziękuję Wam za udział w zabawie i pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie:)

Na zdjęciu powyżej ozdobna kapustka, którą zakupiłam kilka dni temu, niestety już żółkną liście od dołu, może ktoś wie jak przedłużyć jej życie?

Mnóstwo słonka posyłam w ten deszczowy dzień:)
Aga

środa, 27 października 2010

Spóźnione urodzinowe CANDY.


Ogłaszam urodzinowe candy!
Troszkę spóźnione bo wczoraj minął rok odkąd piszę tego bloga, no ale co się odwlecze...

Urodzinowa poczka zawiera jeden chustecznik ozdobiony przeze mnie (do wyboru), 2 posrebrzane łyżeczki i 2 stare pocztówki (obie są datowane na 1912 rok).

Kto ma ochotę proszę o wpis w komentarzach (można również zamieścić informację na swoim blogu) :)
Zabawa potrwa 7 dni czyli do 3 listopada.

Zapraszam i miłego dnia życzę:)

wtorek, 26 października 2010

Tajemnice alkowy.

Uchylam dzisiaj tajemnice alkowy... Tak, tak mamy już SYPIALNIĘ! Jasna i świeżutka:) Cudna po prostu.
Zeszły tydzień upłynął na poszukiwaniach: odpowiedniego materaca, stelaża, oświetlenia itp..
Nie było łatwo, ale udało się!
Najważniejsze sprzęty już są, zostało dokupienie jednego stolika nocnego, zasłon i może jakieś dywaniki.

Sypialnia nie jest duża dlatego chciałam, żeby była jasna i przytulna. I taka jest. Tzn. jest jeszcze dość pusta bo brakuje w niej drobiazgów nadających klimat...

Na pierwszy rzut kinkiety. Znane większości ze szwedzkiego sklepu, jednak mi się bardzo podobają i od dawna wiedziałam, że muszą być te i tylko te.


Rama łóżka stała na strychu już 2 lata i czekała... Kupiliśmy ją jak większość mebli pod Warszawą w Koniku w sklepie z używanymi, stylizowanymi meblami. Ceny były tam niesamowicie niskie, a mebli spory wybór i zawsze można było coś wybrać. Bardzo żałuję, że sklep zlikwidowano bo jeszcze kilka mebelków by się przydało...
Łóżko jest drewniane i jak dla mnie piękne:) Tylko spójrzcie...




Jakiś czas temu mówiłam, że robię stolik i oto on. Niby nic szczególnego, ale chciałam, żeby był prosty i bielony, odrobinę przecierany. Gałka w szufladzie jest chwilowa, docelowo będzie kryształowa w kolorze mięty. Jak już ją odbiorę to pokażę... Będzie cudna, ze sklepu" Z Potrzeby Piękna"...





Kiedyś na miejscu tego fotela stanie piękny, duży uszak. Ma być miękki i wygodny idealny, aby się w nim zapaść z książką w ręku... No, ale to kiedyś:) Na razie stoi taki niepozorny, ale nakryty jasną narzutą nie wygląda tak źle:)


Nie macie pojęcia jak miło jest się w końcu wysypiać! Plecy nie bolą od twardej sofy, nie słychać hałasów dochodzących z dołu i najważniejsze, żaden kot nie skacze po głowie! Luksus normalnie:)

A tak wogóle to od kilku dni czuję się jak na wczasach... Nowe miejsce, nowe łóżko, nowy widok za oknem, no, ale przecież kiedyś się przyzwyczaję:)

I wiecie co... czuję się znów SZCZĘŚLIWA:)

Pozdrowionka dla Was:)
Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa zostawiane w komentarzach:)
Aga

środa, 13 października 2010

Półka dająca radość:) i wieszaczki.







Ostatnio zamieszczam takie hurtowe posty. Staram się dozować i jakoś segregować to co chcę Wam pokazać, ale nie zawsze mi wychodzi. Dziś też mam dla Was taki MISZ MASZ:)

Najpierw pokazuję wieszaczki do łazienki. Długo szukałam odpowiednich (od kwietnia), ale albo cena nie taka (czytaj za wysoka), albo coś innego nie tak... Dlatego postanowiłam wykombinować coś sama. Chciałam żeby wieszaki dla mnie i dla M wyraźnie wskazywały, który jest czyj.... I tak oto powstały te powyżej:) Są zrobione z deseczek (takich do decoupageowania), pomalowane, przetarte, a później ręcznie WYKAŁACZKĄ malowałam literki! Od razu widać, który jest kogo nie tylko po literce, ale też ilości wieszczków:) M się troszkę burzył dlaczego on dostał jeden, więc mu wyjaśniłam, że on używa tylko ręcznika a ja potrzebuję jeszcze na piżamkę i szlafroczek:) Na szczęście zrozumiał, choć łatwo nie było (miał duże poczucie niesprawiedliwości) :)
Niedługo pokażę je już w miejscu docelowym.




Ciepłe, jesienne ozdóbki dostały świece... Zawsze dużo ich pali się w domu. Uwielbiam ich ciepłe i miękkie światło:) Teraz ubrane w owoce róży wyglądają jeszcze milej....

A ta bidulka została przeze mnie prawie wyrzucona... Już leżała w skrzynce z innymi roślinkami, które najzwyczajniej nie dały sobie rady z nocnymi przymrozkami i padły. Zrobiłam porządki w altanie i wokół domu i zostały tylko chryzantemy.
Jednak zlitowałam się nad nią i dałam jej drugą szansę i jak widać radzi sobie świetnie:) Stoi w sypialni i kwitnie pięknie. A przy tym pachnie cytrynwo bo to odmiana angielska i ma liście podobne do "cytrynki" albo "anginki" różnie się na nią mówi...



A teraz coś co cieszy mnie najbardziej w ciągu ostnich kilku dni... Nasza kuchnia jak już chyba kiedyś pisałam jest dość nietypowa. Tzn. jest NIETYPOWA dla wszelkich fachowców, którzy zajmują się zabudową kuchenną i robieniem szafek. Mieszkamy na poddaszu, dlatego miejscami jest dość nisko i są skosy... I to jak się okazuje jest dla niektórych fachowców nie do przeskoczenia. Albo inaczej powiem jest do przeskoczenia tylko za mega pieniądze.
Kuchnię która ma 2,5 na 2,5 metra wycenili co poniektórzy od 5 tysięcy do nawet 12! Za szafki zrobione z płyt oczywiście nie z drewna! Robiąc ją kilka lat temu nie mieliśmy ani na to pieniędzy ani zbytnio pomysłu, dlatego w końcu nie zleciliśmy jej nikomu. Po jakimś czasie sami kupiliśmy kilka szafek i próbowaliśmy coś wykombinować. Efekt jest jaki jest. Teraz zrobilibyśmy ją zupełnie inaczej, no ale cóż... Jest jak jest i na razie musi tak zostać. I tak projekt KUCHNIA ma swój kolejny etap. Nie można kupić gotowych szafek tak, żeby wymiarowo pasowały dlatego postanowiliśmy zabudować luki półkami. W ten sposób powstały dwie półki w rogu między szafkami i jedna nad oknem. Ta nad oknem to specjanie dla mnie, bo wymyśliłam sobie, że chcę taką półkę specjalnie na książki kucharskie. Jak widać książek jest niedużo:) no ale półka jest i mnie cieszy:) W słojach są orzechy i suszone grzybki:)
Wiem, że zdjęcia nieszczególnie urokliwe są, ale było dość pochmurnie jak je robiłam. A poza tym nie wiem czemu (ale chyba za sprawą światła właśnie) zdjęcia kuchni i kącika jadalnego zawsze wychodzą na takie zimne i ponure, a w rzeczywistości to bardzo przyjemny kącik:)
W przszłym miesiącu dokończymy zabudowęz drugiej strony kuchni, wtedy pokażę jak wygląda całość. Kolejną rzeczą jaką musimy zmienić to kuchenka! Ta jest straszna! Nie dość, że brzydka to jeszcze ciężka w OBSŁUDZE...tzn. jest całkowicie gazowa. Pieczenie w niej bez termostatu i regulacji temperatury jest prawdziwym wyczynem:) Przez pierwsze 2 lata wogóle nie dotykałam piekarnika, teraz już się z nim całkowicie oswoiłam, ale jak patrzę na te wszystkie super kuchenki to aż mnie skręca:) Jeśli się uda to może na Święta będę piekła już w nowiuteńkim piekarniku:)

A jeszcze nawiązując do półki to siadamy wieczorami na kanapie i gapimy się z głupimi uśmieszkami na tą półkę:) Tak niewiele a jak cieszy:)








Niedługo pokażę nad czym teraz ślęczę! Otóż już bliżej niż dalej do osiągnięcia celu:) Od dawna robię szafkę (raczej stolik z półką) do łazienki, wczoraj udało mi się skończyć jej czyszczenie. Teraz już przyjemniejsze rzeczy zostały. Również wczoraj skończyłam czyścić stolik do sypialni. Sypialnia to swoją drogą zasługuje na oddzielnego posta, stoi pusta od 2 lat, ale już niedługo będzie materac i będę mogła ją skończyć. Jak na razie służy za.... wszystko tylko nie sypialnię:)

No dobra piję kawkę i uciekam wykańczać te nieszczęsne stoliki:) I pogrzać się na słoneczku bo od jutra podobno już tylko deszcz:( BRRRR nie lubię deszczu i zimna jednocześnie...

Żegnam się:) Buziaki ślę!
Aga

piątek, 8 października 2010

Ramy, ramki, rameczki...





Z każdego wyjazdu przywozimy jakąś graficzkę uwieczniającą miejsce w którym byliśmy. Nazbierało się tego kilka sztuk. Postanowiłam więc, w końcu je oprawić i powiesić.
Tak powstała "mini galeryjka" nad kanapą:) Dwa dni się bawiłam, żeby zrobić pass partout i odpowiednio je rozmieścić. Ramki w rzeczywistości są bardziej ciemno brązowe niż czarne... tylko ta z naszymi ślubnymi zdjęciami jest czarna.
A propos naszych zdjęć to zauważyłam, że już ładnych parę lat mieszkamy razem, a jeszcze więcej jesteśmy razem a w domu nie mamy wspólnych zdjęć, dlatego postanowiłam to zmienić:)
W tej ramce były jakieś obrazki ze znanego wszystkim sklepu, wisiała w poziomie właśnie nad kanapą. Teraz są tam nasze 3 ślubne, czarno białe zdjęcia:)
Szczerze zadowolona jestem z efektu:) Od razu tak jakoś bardziej "domowo" i przytulnie się zrobiło:)




A tak prezentują się wieczorem...


Uciekam na dwór bo słoneczko grzeje no i wiatr już mniejszy, więc można porobić troszkę porządków ogrodowo-podwórkowych...
Trzeba zgrabić liście, okryć niektóre roślinki i takie tam różne przyjemności:)

Do następnego:) Pozdrawiam słonecznie
Aga

Ps. dodam nieśmiało i pocichutku, że weekendowy wyjazd do Krakowa był udany, cudny, miły....
ach no super było po prostu:)
Buziaki