poniedziałek, 7 października 2013

Prawie powrócona

Tak, tak prawie wróciłam.. Prawie bo jednak na dobre wrócę już za chwilkę. Wybaczcie, że tyle miesięcy nie dawałam tu znaku życia. Tyle się działo i dzieje, a ja nadal chciałabym by ten blog był przede wszystkim autentyczny dlatego nie pisałam przez długi czas. Bo nie potrafię pisać o pierdołach, o rzeczach błachych, gdy głowę i serce zajmują mi poważniejsze sprawy. Pół roku temu wykryto mi jakiegoś "dziada" w oku, nie powiem, że wywrócił mi życie do góry nogami bo byłaby to nieprawda. Jednak spokój mi troszkę zmącił. Wydaje mi się, że się nie przejmuję, nie stresuję, myślę pozytywnie, jednak z tyłu głowy ćmi jakiś niepokój. Na szczęście już niedługo, w piątek mam zamiar pozbyć się "dziada" i wrócić do normalności. Bo choć niby cały czas żyję normalnie, to ten lekki niepokój troszkę komplikuje życie. A im bliżej końca tym stres jednak większy. W sobotę mam nadzieję, że będę już w domu po wszystkim. Zapomnę i wyprawię swoim bliskim kolację mojego zwycięstwa:) Ale nie taką zwykłą, tylko włoską ucztę. A dokładniej toskańską:) A to dlatego, że wróciłam właśnie z kursu kulinarnego z Toskanii:) Ach nawet nie macie pojęcia ile we mnie emocji, przeżyć, wrażeń niesamowitych. Spełniło się moje marzenie o Toskanii:) a nawet więcej bo kursu u takiej szefowej kuchni nie mogłam sobie nawet wymarzyć:) Ale o samej Toskanii napiszę innym razem.
Widzicie, więc że dziwny ten rok dla mnie bo z jednej strony kłopoty rodzinne, zdrowotne a z drugiej te złe chwile równoważą te piękne i dobre. Spełniają się marzenia:) Bo Toskania to jedno z nich, od 5 lat udało nam się z mężem w końcu wyjechać na wspólny urlop. I to nie byle jaki, bo byliśmy w Rumunii. O samej Rumunii też Wam napiszę, bo wyjazd był cudny:) Czeka nas też przeprowadzka, niestety jeszcze nie do naszego wymarzonego domu, ale gdziekolwiek, byle by razem i z dala od toksycznych teściów. Ale wszystko na spokojnie, najpierw oko, bo bez zdrowia nic się nie da.

Tyle miesięcy mnie tu nie było, minęło lato, nastała jesień, mnóstwo zdjęć i zaległości. Zacznę, więc dziś od kilku zdjęć moich późno letnich plonów.





Dynia gigant, która wyrosła z kompostownika, waży 36 kg

Mój warzywnik był w tym roku totalnie zakosmiczony, kosmosy rosły wszędzie zagłuszając całą resztę

Napiszę już niebawem, mam nadzieję, że już ze zdrowym okiem, spokojną głową i nową energią:)
Trzymajcie w piątek za mnie kciuki.
Pozdrowienia ciepłe ślę wszystkim, którzy jeszcze zaglądają i pamiętają:)
Aga