Wczorajszy dzień to jakiś koszmar był. To co się działo na dworze było przerażające. Ledwo dziś mogę rękoma ruszać, tak mnie bolą od machania łopatą.
Dziś na szczęście jest spokój. Zaparzyłam sobie kawkę w kawiarce, zupka ogórkowa się pyrli, więc mam chwilę, żeby napisac parę słów:)
Wczorajszy dzień upłynął na odśnieżaniu... Nie miałam czasu nawet obiadu ugotować. Godzinę odśnieżałam, pół godziny grzałam się w domu... Tak to wyglądało. Zasypywało nas momentalnie.
Normalnie pewnie nie mówiłabym o tym, bo wszędzie tak było, ale gdy coś się dzieje to taka pogoda przeraża.
Mieszka z nami w domu, babcia mojego męża. Jest to starsza osoba, która od sierpnia strasznie się pochorowała. Jej starcze choroby tak się posunęły, że w chwili obecnej jest osobą wymagającą opieki non stop. Tylko leży i żyje całkowicie we własnym świecie. Nie jest sparaliżowana, ale nie rusza się i nie jest w stanie sama funkcjonować.Lekarze mówią, że to nie przez stan fizyczny tylko psychiczny... Opieka nad nią opiera się głównie na pielęgnacji. Tyle jesteśmy w stanie dla niej robić. Babcia już prawie nas nie poznaje, ma swój świat, w którym nas umiejscawia, ale tak jak jej to pasuje. A raczej na ile jej pozwala to co się dzieje w jej głowie. Całymi dniami babcia krzyczy, woła, płacze...Tak jest najczęściej. Czasami jednak myśli, że jest młoda, mówi nam, że właśnie leci na randkę poduszkowcem, albo wygania nas z pokoju bo mówi, że właśnie jest w łóżku z mężczyzną, albo się opala na polanie, albo prosi, żeby pomóc jej rozwieszać pranie na podwórku...
W nocy często budzi nas jej krzyk bo właśnie babcią szarpią jakieś diabły, których my nie widzimy, albo krzyzcy bo jest pożar a ona cała się pali... To wszystko jest bardzo ciężkie i przerażające... A nade wszystko bardzo przykre i przygnębiające bo nie możemy jej w żaden sposób pomóc.
Babcia oczywiście jest pod stałą opieką lekarzy, ale oni przepiszą leki, przyjadą raz na jakiś czas na kontrolę i na tym ich zadanie się kończy. Babcia oprócz kilku zwykłych starczych dolegliwości ma parkinsona i pewien rodzaj schozofrenii. Oprócz tego pracowałą kiedyś w szkodliwych warunkach zatruła się ołowiem. Ołowica podobno daje o sobie znać po kilkudziesięciu latach, siejąc spustoszenie w mózgu. Niestety nie ma na to lekarstwa. Zmiany w mózgu sa nieodwracalne.
Świat w którym babcia teraz żyje jest dla niej dość okrutny. Potrafi krzyczeć bez przerwy 3 doby, ona nie jest w stanie nad tym zapanować, a my nic nie możemy zrobić. Trzeba cierpliwie czekać aż się uspokoi, co niestety nie jest łatwe. My jesteśmy zmęczeni psychicznie i fizycznie z powodu niespania w nocy, a organizm babci 4 dnia sam ze zmęczenia domaga się odpoczynku. Babcia zasypia na kilka godzin, w tym czasie opuchnięty język i gardło dochodzą do siebie...
Tak jest od kilku miesięcy.
Ostatnio dochodzą do tego jeszcze stany nagłej śpiączki czy zapaści. Babcia nagle jakby traciła przytomność, ma otwarte oczy, ale zupełnie nie kontaktuje. Jest to przerażające dla nas, nie wiemy czy nic jej nie grozi dlatego za każdym razem wzywamy karetkę. Czasami udzielą jej pomocy w domu, a czasami muszą ją zabrać do szpitala. I tak co kilka dni... Wczoraj znów babci przydażyło się coś takiego.
Jednak z powodu śnieżycy udzielenie jej pomocy nie było takie łatwe.
Pogotowie dotarło, jednak karetka zakopała się na drodze przed naszą bramą. Teść po operacji nie może się przeciążać. Obie z teściową przez długi czas odkopywałyśmy karetkę, aby mogli zabrać babcię do szpitala. To było przerażające bo tu liczy się czas, a człowiek jest bezradny wobec takiego żywiołu.
Na szczęście się udało:)
Później jednak znów mnóstwo przykrych rzeczy. W szpitalu babcia trafiła pod opiekę lekarza obcokrajowca. Czarnoskóry lekarz, który prawie nie mówił po polsku. Broń Boże nie jestem rasistką. Jednak nie mogę pojąć jak lekarz, który pracuje w kraju, w którym językiem obowiązującym jest język polski praktycznie nie potrafi się w tym języku dogadać. Nie dość, że jset to ignorancja to jeszcze wielka nieodpowiedzialność. Pracując w takim zawodzie, na izbie przyjęć, gdzie praca polega nie tylko na leczeniu, bo żeby to zrobić trzeba się porozumieć z pacjentem nie mówić nawet "łamaną polszczyzną". Dla mnie jest to oburzające. Nie oszukujmy się, ale starsi ludzi rzadko znają języki obce. Z babcią była teściowa, która dogadywała się z lekarzem praktycznie na migi, a i tak wynikło kilka nieporozumień. Nie wiem jak taki człowiek ma udzielic pomocy skoro pacjent nie rozumie co się do niego mówi. Lekarz marotał sobie coś pod nosem, w karcie nawypisywał takie głupoty, że głowa boli. Przekręcał informacje które otrzymał.
W karcie można przeczytać, że babcia zatruta została środkami uspakajającymi- ciekawe skąd takie wnioski. Nie zrobiono babci badań krwi, które mogłyby to potwierdzić. Że nie wiadomo po co daje się jej te leki! Przecież to nie są leki kupowane na bazarze, tylko środki wypisywane na receptę przez lekarza rodzinnego albo psychiatrę. Nie leczymy jej przecież sami! Szkoda, że pan doktor nie ma szansy obejrzeć jak wygląda pacjent po 3 dniowym krzyku i płaczu.
Napisał również, że babcia ma liczne odleżyny! Ciekawa jestem, w którym miejscu? Po ostatnim kilkudniowym pobycie w szpitalu miała odleżyny. Jednak odpowiednia pielęgnacja w domu i ich nie ma. Zostały wyleczone. Osobiście zadzwoniłam do mamy mojej koleżanki, która jest pielęgniarką z pytaniem co mamy robić, aby wyleczyć te rany. Kobieta tak się przejęła, że przez kilka dni po swoim dyrzuże w szpitalu przyjeżdzała i robiła babci opatrunki. O godzinie 22 wychodziła od nas i wracała 30 km do swojego domu...Nie wzięła za to nigdy ani złotówki. Jesteśmy jej bardzo wdzięczni bo przecież nie musiała, a jednak tak bardzo nam pomogła. Babcia w tej chwili jest bardzo zadbana, ma specjalny materac i nic jej nie jest. Dlatego nie mogę pojąć czemu tem lekarz napisał takie głupoty.
Teściowa czytając to wszystko ledwo powstrzymywała łzy. Pan doktor niestety nic nie chciał zmienić, ale też nie potrafił wytłumaczyć skąd te głupoty. Jest to wielce krzywdzące uważam.
Jak można bezkarnie wypisywać takie rzeczy i krzywdzic tymi słowami innych. Może gdyby lekarz znał język polski i potrafił się nim porozumiewać to wszystko nie miałoby miejsca? Tego nie wiem, wiem jednak w jakim stanie jest babcia i uważam, że lekarz ten powinien ponieść jakiś konsekwencje tego co napisał w karcie. Jest to kłamstwem i bzdurą.
Babcię przywieziono o 1-ej w nocy do domu. Wolimy jak jest z nami, zaopiekowana jak trzeba.
Rozpisałam się, ale poruszyła mnie strasznie wczorajsza sytuacja. Szkoda mi teściowej, bo wiem, że dotyka ją to co wypisał ten lekarz. Widzę ile pracy i siły (nie tylko tej fizycznej) trzeba włożyć w opiekę nad chorą, starszą osobą. To co jesteśmy w stanie zrobić dla babci tyle robimy. Dlatego nie zgadzam się na taką bezkarność i bezczelność tego lekarza. Chcemy napisać skargę do dyrekcji szpitala. Pewnie nic ona nie da, ale człowiek przynajmniej zasygnalizuje, że tak być nie może i nie powinno.
Wiem, że opuszczam się blogowo, ale dużo się dzieje. Jutro napiszę jakiegoś mniej pesymistycznego posta, ale uwierzcie, że musiałam to z siebie wyrzucić.
Ciepełko Wam ślę w ten mroźny dzień.
Aga
wtorek, 30 listopada 2010
poniedziałek, 22 listopada 2010
Spotkanie z Zuzią
Witam Drogie Podczytywaczki:)
Wpadam tylko na chwilkę, podjęłam się organizacji spotkania z Zuzią z bloga Szycie jest piękne. Przyjechała na kilka dni do Warszawy na warsztaty i wyraziła chęć spotkania na małą kawkę:)
Jest kilka chętnych osób, ale jednym pasuje wtorek czyli jutro a innym środa, Zuzi jest obojętne kiedy... Ja nie chciałabym decydować kiedy, dlatego prośba jeśli ktoś jeszcze ma ochotę na wspólną kawkę to niech zamieści u mnie komentarz i wtedy większością głosów zdecydujemy czy jutro czy środa:)
Jak widzicie tczasu jest mało...
Czekam na odzew
pozdrawiam
Aga
Wpadam tylko na chwilkę, podjęłam się organizacji spotkania z Zuzią z bloga Szycie jest piękne. Przyjechała na kilka dni do Warszawy na warsztaty i wyraziła chęć spotkania na małą kawkę:)
Jest kilka chętnych osób, ale jednym pasuje wtorek czyli jutro a innym środa, Zuzi jest obojętne kiedy... Ja nie chciałabym decydować kiedy, dlatego prośba jeśli ktoś jeszcze ma ochotę na wspólną kawkę to niech zamieści u mnie komentarz i wtedy większością głosów zdecydujemy czy jutro czy środa:)
Jak widzicie tczasu jest mało...
Czekam na odzew
pozdrawiam
Aga
wtorek, 9 listopada 2010
Sypialniane detale.
Dziś znów pozwolę Wam zajrzeć do naszej sypialni. Wiem, że to może być nudne, ale ja nadal nie mogę się nacieszyć, że już jest gotowa! Nie przypuszczałam, że posiadanie oddzielnego pomieszczenia do spania to taka wygoda, a wręcz i lukus:) Tak, tak w naszym przypadku to wielki luksus!
Nasze poddasze ma mnóstwo skosów, jest nisko dlatego też nie jest podzielone ściankami (oprócz łazienki i garderoby). Do tej pory spaliśmy na sofie, którą trzeba było składać i rozkladać. Oprócz tego mieszkają z nami 3 koty które w odróżnieniu od nas w nocy nie śpią! Wtedy jest najlepsza pora na zabawę przecież, na skakanie po głowach, gryzienie w duży palec u stopy, miauczenie nad uchem:) Po zabawie trzeba odpocząć, najlepiej w naszym łóżku i najlepiej jak by szanowne państwo zrobiło sporo miejsca dla zmęczonych kociaków:)
Jakby tego było mało, to spanie i wdychanie zapachów z gotowania jest mało przyjemne (zwłaszcza jak M smaży sobie coś późną porą)...
A teraz nic nam już nie przeszkadza! Drzwi do naszego luksusu są zamknięte, kotom wstęp wzbroniny:) No i zapachów kuchennych też tak nie czuć.
Ja wiem, że może to kogoś dziwić, że mnie to aż tak uszczęśliwia, bo też przecież zwykła sypialnia, ale dla kogoś kto miał co noc miliony przeszkód by po prostu się wyspać, to teraz istny raj! :)
No dobra rozgadałam się bez sensu. Popatrzcie
Stoli już pokazywałam, przybyło jednak super czerwone i troszkę retro radio:)
Ten stolik też już znacie. Nowe są lampka i ramka z naszym nietypowym ślubnym zdjęciem:)
Lampka jest przerobiona przeze mnie, stara była obszyta żółtym płótnem, brudnym i zakurzonym bo dostałam ją już wieki temu... Obszyłam ją starą, bawełnianą firanką, którą dostałam od babci mojej przyjaciółki (firanka ma podobno ponad sto lat-ja dostałam nieduży kawałek-starczy jeszcze na jakąś serwetę) i bawełnianymi, szarymi koronkami.
Mi się bardzo podoba:) W dzień wygląda delikatnie i uroczo, a nocą śliczne światło no i te wzory odbijające się na suficie:)...
A poniżej ostatnie zakupy u Gosi-Markosi z Pchlego Targu... Dwie śliczne podusie, prześcieradło z falbaną i poszeweczki na poduszki. Wszystko jest piękne:) Czekam jeszcze na zasłonę, którą niedawno zamówiłam.
Trzymajcie się cieplutko:) Dziś ładny dzień po tych kilku deszczowych, więc ładujcie baterie słoneczkiem:)
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny:)
Aga
czwartek, 4 listopada 2010
Wyniki candy:)
Na początku bardzo chciałabym podziękować wszystkim biorącym udział w zabawie.
Odwiedziłam wszystkie nowe nowe osoby, które mnie odwiedziły, poznałam kilka ciekawych blogów:) Będę do Was na pewno zaglądać:) Dzięki zabawie przybyło mi też kilu podczytywaczy, mam nadzieję, że zostaniecie:)
A teraz to najważniejsze... Wygraną osobę wylował M i jest nią FLORA:)
Bardzo Ci gratuluję, napisz do mnie maila z adresem i wybranym chustecznikiem (jeśli masz jakieś inne upodobania kolorystyczne to napisz, a może będę miała akurat coś w tym kolorze).
Jeszcze raz bardzo dziękuję Wam za udział w zabawie i pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie:)
Na zdjęciu powyżej ozdobna kapustka, którą zakupiłam kilka dni temu, niestety już żółkną liście od dołu, może ktoś wie jak przedłużyć jej życie?
Mnóstwo słonka posyłam w ten deszczowy dzień:)
Aga
Etykiety:
zabawa
Subskrybuj:
Posty (Atom)