czwartek, 21 stycznia 2010

O pewnej przygodzie:)


Jakaś zaduma mnie od rana złapała przez niemiłą sytuację...Ale już otarłam oczy i postanowiłam, że jednak się dzisiaj będę uśmiechać...chociażby dlatego, że mam imieniny:) A co?!...Właśnie dlatego!...
Co roku bardzo hucznie obchodziłam swoje święto. Schodzili się najbliżsi znajomi i przyjaciele i balowaliśmy do białego rana...Od lat tak było, że kilkanaście osób spędzało ten dzień ze mną i nigdy nie wyszli ode mnie wcześniej niż 5 rano dnia następnego...Ale w tym roku uprzedziłam wszystkich, że nie wyprawiam imienin z przyczyn wszystkim znanych... Jest mi troszkę przykro, ale mam nadzieję, że w następne swoje święto znów będę szczęśliwa i znów będę mogła spędzić ten czas z bliskimi mi osobami... A dziś no cóż jest jak jest.
Nastrój w jakim jestem sprawił, że zaczęłam przeglądać zdjęcia na komputerze i wspominać... I wiecie na co trafiłam? Na fotki z czerwca ubiegłego roku. Wtedy to szukałam prezentu dla mojej młodszej o 10 lat siostrzyczki na Dzień Dziecka. Jak zawsze chcę dla niej wszystkiego co wyjątkowe. I wymyśliłam prezent, NIETYPOWY bardzo... Skok na BUNGEE! Moja mama jak to usłyszała, to dostała wręcz szału. Oczywiście się nie zgodziła, Marysia jest niepełnoletnia, więc zgoda mamy była wymagana. Ale ja tak łatwo nie odpuściłam... Hm złamałam troszkę prawo, pokombinowałam... i pewnej słonecznej niedzieli wylądowałyśmy w Warszawie przy basenach na Moczydle, w ośrodku który organizuje skoki. W całej Polsce tylko ten ośrodek ma pozwolenie na organizowanie skoków z 90 metrów (standard to skok z 45 m.). A co jak szaleć to szaleć! My się z Ryśką nigdy nie rozdrabniamy! To miała być największa przygoda naszego dotychczasowego życia. I powiem, że chyba jak na razie była. Tego co się czuje skacząc nie da się opisać! To trzeba po prostu POCZUĆ! Skakała z nami jeszcze jedna siostra cioteczna. Zdecydowałyśmy się na skok przypięte do jednej liny. Co ja będę więcej gadać popatrzcie sami!
Stojąc jeszcze na dole. Na zdjęciu widać jak wysoko miałyśmy wjechać!

Heh jeszcze naiwnie uśmiechnięte (ja pierwsza z lewej,w środku siostra cioteczna, i z prawej moja 15 letnia siostrzyczka Marysia, która na jeden dzień zrobiła się na rudo!)

Tu powoli miny robią się niewesołe !

To był najtrudniejszy moment! Trzeba się wychylić i z własnej woli rzucić się w dół! Leci się nie czując na początku, że coś nas trzyma. Dopiero gdy lina się napnie i zamortyzuje człowiek czuje się bezpiecznie...a do tego momentu po prostu się spada...

Ten czerwony punkcik w dole to materac czyli miejsce docelowe naszego lotu! Wiem, że 90 metrów to w sumie nie jest aż tak wysoko, ale jednak robi wrażenie. Heh tym bardziej miałam i mam satysfakcję, że to zrobiłam bo mój mąż nie dał rady i nie skoczył! Zjechał na dół z niewesołą miną i z przekonaniem, że my kobiety tym bardziej nie skoczymy! I tu się mylił. Jednak nie jesteśmy taki słabe jak się mężczyznom wydaje!
Powiem Wam, że warto było bo to NIESAMOWITE wrażenie! Tylko co ja wymyślę w tym roku, żeby przebić tamten prezent?:)

A tymczasem uciekam oklejać gęsie wydmuszki. Zrobiłam już troszkę wczoraj, ale pokażę kiedy indziej.

Aaa i jeszcze WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla wszystkich Babć z okazji ich święta i dla wszystkich moich imienniczek również!
Miłego dnia Wam życzę:)
Gagu

4 komentarze:

  1. Wszystkiego najlepszego na imieninki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnieszko, spokoju i dużo wiary w to, że każdy kolejny dzień będzie lepszy, pozdrawiam serdecznie Graż.

    OdpowiedzUsuń
  3. Również dołączam się do życzeń imieninowych, wszystkiego dobrego Agnieszko, dużo uśmiechu!
    Aga

    OdpowiedzUsuń