...tak szybko odchodzą...
Nie raz pisałam tutaj o sprawach bardzo osobistych, nie wiem czy tak powinnam, ale tutaj łatwiej mi o taki ekshibicjonizm niż w życiu realnym. Łatwiej napisać mi o czymś tutaj niż mówić to komuś osobiście. Zwłaszcza, że mówić nie mogę bo zaciśnięte od bólu i łez gardło mi na to nie pozwala...
Nie wiem dlaczego nieszczęścia lubią pary, ale do nas przyszło nieszczęście właśnie w parze, jednego dnia..
W zeszłą środę 16 listopada po długiej chorobie zmarła Babcia Marcina, która z nami mieszkała. Na jej śmierć byliśmy przygotowani bo jej stan już od dawna był ciężki. Śmierć przyniosła jej ukojenie. Jej odejście nie spotkało mojego buntu, tak po prostu jest lepiej, tak musiało być, wystarczająco się już nacierpiała.
Jednak śmierć drugiej osoby spotyka się z moim wielkim buntem... Po kilku godzinach od śmierci babci doszła do mnie wiadomość, że w wielkim pożarze, który był nad ranem w mojej miejscowości, tak bardzo blisko mojego domu... zginął mój ojciec... Nie mogłam w to uwierzyć, zwłaszcza, że 5 godzin wcześniej go widziałam. Nie wyglądał dobrze i właśnie o tym rozmawialiśmy z mężem cały wieczór, że gdyby tylko pozwolił sobie pomóc może jego życie wyglądałoby inaczej. W nocy nie mogłam spać, cały czas myśłałam o ojcu, miałam w sobie jakiś dziwny niepokój. Gdy zaczęły jeździć wozy strażackie, syreny rozrywały tę nocną ciszę, światła z daleka odbijały się w moich oknach, byłam przerażona, myślałam, że zwariuję od tego lęku który był we mnie, od przeczuć, że dzieje się coś strasznego i że mnie to może dotyczyć. Obudziłam Marcina i mówię mu o tym, że jest gdzieś blisko pożar (on nic nie słyszał) a ja mam przeczucie, że to u ojca, że dzieje się mu jakaś krzywda...Jednak on mnie uspakajał, że przecież widzieliśmy ojca na przystanku, czekał na autobus aby jechać do Warszawy, więc nie może on być tutaj w swoim domu, bo na jesieni zawsze przenosi się do mieszkania w bloku i nie nocuje już tutaj od kilku tygodni. (Jego dom był spory kawałek od głównej drogi co w zimę było problemem, więc zimę spędzał w bloku) Uspokoił mnie trochę, jednak nie mogłam zasnąć bo syreny strażackie co jakiś czas jeszcze wyły....
Przed 6 rano obudziłam się znów z tym silnym lękiem, że jednak coś złego się stało. W internecie przeczytałam o wielkim pożarze pewnej fabryki w okolicy i o tym, że straż pożarna ściągana była z wielu miejscowości. To uśpiło mój lęk. Po kilku godzinach dowiedziałam się , że paliły się niedaleko łąki niedaleko domu mojego ojca, ale tylko łąki i że nic więcej. To mnie uspokoiło. Jednak gdy za jakiś czas zobaczyłam teściową stojącą w moich drzwiach ze łzami w oczach ze słowami, że nie wie jak mi to powiedzieć ja już wiedziałam, nie musiała mi nic mówić... Wiedziałam, że moje przeczucia były słuszne, że nie pojechał do Warszawy tylko został tu na noc...I niczyje słowa nie mogły mi tego potwierdzić... ja musiałam tam iść. Z daleka widziałam już tylko kawałek dachu, reszty już nie było, zostały tylko ściany i kupa mokrego popiołu, nie było nic... Tylko ogromna kałuża wody i zapach wilgotnego dymu w powietrzu. Stałam tam i nie wierzyłam w to wszystko... Następne dni były już tylko gorsze. Czekanie. Brak informacji. Domysły. Plotki słyszane wszędzie i od wszystkich. Doświadczenie tego, że podłość ludzka nie zna granic. Bolesne przekonanie się na własnej skórze, że ludzie to hieny żywiące się gównem, tragiczną i przerażającą śmiercią młodego człowieka, cierpieniem najbliższych mu osób... Liczy się tylko pożywka z sensacji... Ten dłużący się czas był nie do zniesienia. Dłużące nieprzespane noce, długie dnie spędzane w różnych instytucjach, cały czas bez 100% pewności, że znalezione w pogorzelisku zwłoki są moim tatą... Przeżycia z tych kilku dni są straszne, wszędzie bezduszność i podłość, wszędzie liczy się tylko kasa a nie człowiek... I ta niepewność i wyrzuty sumienia, że przeczuć nie należy lekceważyć, że nie wszystko musi być racjonalne. Teraz już wiem, że nie wszystko się da wytłumaczyć.
Znów musiałam być silna, musiałam wziąć wiele na siebie, aby oszczędzić wielu przykrych i traumatycznych przeżyć swoim bliskim, moim siostrom, babci, obecnej żonie mojego ojca, mojej mamie... Razem z moją ciocią, siostrą mojego ojca musiałyśmy dać radę, kiedy już nikt nie dawał rady... Musiałyśmy w potwornych okolicznościach identyfikować po sekcji zwłok, zwłoki mojego taty, nieprzygotowane na to zupełnie. Nawet największemu wrogowi nie życzę tak traumatycznego przeżycia...
Zniosłyśmy wiele. Wzięłyśmy na swoje barki wszystko co mogłyśmy, nie mogłyśmy wziąć tylko całego cierpienia...
W dniu pięknego pogrzebu, moja mama pojednała się po 12 latach z rodziną mojego taty, siedziała w jednej ławce trzymając się za ręce z drugą żoną taty, moja 82 letnia babcia siedząca za trumną traciła przytomność, wszyscy przepełnieni ogromnym żalem, czy musiało tak się stać...
I choć dzień pogrzebu po tylu dniach przyniósł jednak spokój, to serce nadal rozdziera ból, żal, rozpacz, poczucie niesprawiedliwości, czemu mój tata mając 52 lata musiał zginąć i to w tak tragiczny i potworny sposób???
Czy jego śmierć była potrzebna abyśmy zrozumieli co tak naprawdę w życiu jest ważne? Czy nie było innego sposobu?
Już nic, nigdy nie będzie takie samo... 16 listopada 2011 roku wszystko się zmieniło... Najbardziej się boję, że któregoś dnia łzy przestaną już płynąć a wszyscy zapomnimy...
piątek, 25 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z całego serca Ci współczuję a łzy same mi się cisną teraz do oczu. Brak mi słów by cokolwiek mądrego napisać i chciałam Ci tylko powiedzieć że w mojej bliskiej rodzinie przeszłam niedawno takie trzy niesprawiedliwe śmierci...
OdpowiedzUsuńWspółczuję ogromnie, przykro mi i cała sobą Cię przytulam.....
Nie bój się, że zapomnicie, to niemożliwe.
... z gardłem ściśniętym jestem w stanie tylko bardzo mocno Cie przytulić... współczuję z całego serca...
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi przykro... Jestem z Tobą całym sercem.
OdpowiedzUsuńA łzy muszą przestać płynąć, ale pamięć zostanie, wiem, że nie zapomnicie. Ja cały czas mam w sercu tych, którzy odeszli i pielęgnuję tę pamięć, tak jak i Ty, i Twoja rodzina będzie.
Pozdrowienia nocne przesyłam...
Mocno przytulam.
OdpowiedzUsuńBoziu. Nic nie powiem, nie doradzę bo jestem w totalnym szoku.Gdybym była obok Ciebie tuliłabym i płakała razem z Tobą. Tak bardzo mi przykro......
OdpowiedzUsuń[*] [*] dla Babci i dla Taty. zycze Ci sily i bardzio wspolczuje. Gosia
OdpowiedzUsuń16 listopada byłam na cmentarzu u męża ,to był dzień Jego imienin.
OdpowiedzUsuńrozważałam swój ból w ciszy cmentarza.
Na pewno nie zapomnisz Taty, bo jest i będzie w Twoim sercu.
Czasami kiedy człowiek cierpi to śmierć jest wybawienie ,a czasami jet wskazówką,drogą, nauką?/Każda śmierć ma swój sens i znak,,tylko my po ludzku tego nie rozumiemy bo to boli.
Wieczny odpoczynek racz Im dać Panie.
łzy lecą mi razem z Tobą...tak bardzo mi przykro!nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak ciężkie chwile musiałaś przeżyć...Twój Tato zawsze będzie w Twojej pamięci...i przy Tobie...
OdpowiedzUsuńWeszłam tu, pierwszy raz, widocznie tak miało być.
OdpowiedzUsuńPłaczę z Tobą kochana Duszko, bo nic więcej nie mogę Ci dać. TY, Twoi bliscy, ja też, na pewno nie zapomnimy.
Tyle nas ile w sercach innych ludzi.
Aga,bardzo Ci współczuję....bardzo.... Mój Tata gdy zmarł na raka miał 56 lat...Też za wcześnie.....
OdpowiedzUsuńGula mi stoi w gardle,łzy cisną się do oczu... Trzymaj się ,kochana....
Nie wiem co napisać-Ściskam mocno:(
OdpowiedzUsuńAga, ja milczę, bo od miesięcy umiera matka mojego męża, babcia mojej córki i prababcia mojej wnuczki, co tu pisać??? Tobie współczuję i przytulam cichutko, cieplutko, tak po "matczynemu", trzymaj się dziewczyno.
OdpowiedzUsuńAguś...po prostu jestem myślami przy Tobie. Listopad to dla naszej rodziny bardzo zły miesiąc... W tym roku tez okazał się ...bezlitosny...
OdpowiedzUsuńNie potrafię sobie nawet wyobrazić jak bardzo teraz cierpisz..
Pamiętaj tylko jedno - ludzie umierają dopiero wtedy tak naprawdę, jak my o nich zapominamy...
buziaki kochana, i bardzo ciepłe uściski.
zaglądnęłam przez zupełny przypadek, zrządzenie losu - sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńSą takie słowa:
"Nie umiera nigdy ten kto trwa w pamięci bliskich.."
te słowa, jakże prawdziwe, posyłam do Ciebie, w ten smutny listopadowy miesiąc, niech dodadzą otuchy tam gdzie jej brak.
W intencji Twojego Taty oraz Babci "wieczny odpoczynek racz im dać Panie a światłość wiekuista niechaj Im świeci"
Wieczny odpoczynek dla Twojej Babci i Taty.
OdpowiedzUsuńRozumiem Twój ból i żal i bardzo Ci współczuję. Nie ma możliwości żeby zapomnieć o zmarłych bliskich jeśli ich kochaliśmy.Czas leczy rany ale pamięć dawnych dobrych chwil zostają.Trzymaj się. Przytulam mocno.
A ja nie miałam żadnego przeczucia przed śmiercią mojego taty. Nie mogłam też płakać, choć w dzieciństwie śniła mi się jego śmierć po stokroć, zawsze tak samo. Wtedy czułam wręcz fizyczny ból. U nas nie zdarzył się cud. Nikt z rodziny się nie pogodził, nie przytulił, nie podał ręki.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się
SH
Dziękuję Wam wszystkim za słowa wsparcia,bardzo...
OdpowiedzUsuńAnonimie to co wydarzyło się w mojej rodzinie to nie cud, nazwałabym to mądrością, schowaniem dumy do kieszeni i uświadomieniem sobie co tak naprawdę jest ważne...W końcu śmierć ojca boli nas wszystkich tak samo.
Pozdrawiam Was ciepło i jeszcze raz dziękuję.
Aga strasznie mi przykro, brak mi słów na to co się stało. Nic nie jest wstanie opisać to co przeżyłaś i przeżywasz teraz. Tak naprawdę zawsze po śmierci kogoś bliskiego uświadamiamy sobie, że tyle rzeczy nie zrobiliśmy, tyle słów nie wypowiedzieliśmy. "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą, zostaną po nich buty i telefon głuchy .....” Pamiętajmy o tych którzy żyją obok nas, o słowach, o dobroci, którą chcemy im dać. Schowajmy urazy, nienawiść. Wyciągnijmy do nich pierwsi rękę. A Twoi bliscy, którzy odeszli z tego świata nadal będą żywi w Twoich wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńAguś przykro mi ogromnie !!!!Naprawde nie wiem co powiedzieć trzymaj się mocno .Mój tata miał 48 lat jak zmarł też umierał w wielkich cierpieniach .Rozumię cię .Pozdrawiam.Aneta .
OdpowiedzUsuńAgnieszko ze ściśniętym gardłem i zapłakana z całego i szczergo serca po prisu i po ludzku współczuję...:(
OdpowiedzUsuńjedyne czego mozna pozazdrościć to mądrej rodzini która w takie sytuacji potrafiła się zjednoczyć, pojednać
pozdrawiam Cie cieplutko
Agniecha
Agnieszko, wyszły Ci te ciasteczka? Jak się czujesz?
OdpowiedzUsuńKarola dziękuję Ci kochana..
OdpowiedzUsuńAneta dziękuję i także mi przykro, ciężko pogodzić się z taką śmiercią...
Agniecha dziękuję bardzo...
Madziu ciasteczka wyszły, są pyszne, chrupiemy właśnie do herbatki. A jak się czuję...wiesz ciężko jest mi nadal, serce boli, człowiek sobie wyrzuca różne sprawy i gdyba, wiem, że to bez sensu ale nie potrafię się z tym wszystkim pogodzic, najgorsza jest ciekawość ludzi, ich plotki i wycieczki pod dom ojca, żeby popatrzeć na to co zostało, nie mamy siły tego sprzątnąć na razie..i nieprzespane noce pełne łez..
Dziękuję Ci Kochana za zainteresowanie i wsparcie, buziaki ślę.
Aguś,ciężko coś mądrego napisać.Strata ogromna i bardzo Ci współczuję,ja również borykam się z cierpieniem i chorobą bliskiej mi osoby.przytulam Ciebie mocno.Bądż dzielna.
OdpowiedzUsuńTrafiłam przypadkowo...
OdpowiedzUsuńAgnieszko przytulam Cię bardzo, bardzo mocno.
skoro mieszkasz tak blisko,to czemu nie poszlas zobaczyc od razu co sie dzieje,tylko czekalas i sie domyslalas...dziwne to jakies...
OdpowiedzUsuńMadziko dziękuję i również życzę siły.
OdpowiedzUsuńAgatab dziękuję.
Anonimie chyba wiem kim jesteś jak się podpiszesz to porozmawiamy...
trafiłam tu przypadkiem.
OdpowiedzUsuńserce ścisnęło mi gardło jak to czytałam. wyrazy współczucia i życzę dużo siły....
Agnieszka, dziękuję za odp. myślę o Tobie i współczuję serdecznie.
OdpowiedzUsuńściskam,
Gagu Moja. Wierzę, w Ciebie. choć rzadko o tym mówie... Damy radę nie możemy się poddać...
OdpowiedzUsuńRyś<3
Bardzo mi smutno. Z czasem ból zmaleje ale pamięć pozostanie.18 października zmarła moja mama .Byłam przy nie j do końca.Ciągle boli choć wiem ,że dla Niej lepiej.......................
Usuń