czwartek, 9 września 2010

Ostro i wspominkowo:)


Ostatnio ktoś mi powiedział, żebym złapała oddech między jednymi słoikami a drugimi..i tak miało być. Nawet chyba można stwierdzić, że łapałam oddech tylko, że to był mega ostry oddech:)
Miałam mieć chwilową przerwę w przetworach jednak M przytachał do domu woreczek papryczek chili... Zażyczył sobie nadziewanych fetą w oliwie... Cóż ja mogłam zrobić.
Stały tak kilka dni i czekałay, bo M obiecał, że sam je zrobi tylko ja mu będę mówiła co i jak ma robić. A ja naiwna w to uwierzyłam:) W końcu spiełam się i zrobiłam kilkanaście słoiczków (sama oczywiście).
Powiem Wam, że miałam ich szybko dość. Musiałam je przygotowywać w gumowych rękawiczkach (bo tak szczypały mnie ręce), dziurki w nosie piekły przy każdym wciągnięciu powietrza... i jeszcze ciekawskie koty, które musiłam chronić przed tym paskudztwem, bo jak by zjadły albo zatarły oczy czy nos to wolę nie myśleć jak by się wściekały.
Część z nich wyszła jak należy, a część w czasie pasteryzowania wykipiała, ser się zważył...ach szkoda gadać. Ważne, że M (uzależniony od ostrego jedzenia) jest nimi zachwycony:)
Było ostro, ale już mam spokój chwilowy od słoików ( zapomniałam, że mam troszkę grzybów do zrobienia, które wczoraj nazbierałam). No dobra mam spokój do wieczora:)



W ostatnią niedzielę sierpnia odbył się ślub mojej przyjaciółki;) Było cudnie:)
Ślub w starej kaplicy niedaleko nas, całej z drewna, zabytkowej, niesamowicie klimatycznej- był po prostu piękny. Młodzi wyglądali przepięknie, uśmiechy nie schodziły z ich twarzy:) Moja przyjaciółka była i jest bardzo szczęśliwa, ta radość udzialała się wszystkim.
Na ślubie śpiewała moja siostrzyczka wraz ze swoimi przyjaciółmi ( nie muszę dodawać, że cudnie śpiewali na głosy). Na koniec zagrała na skrzypcach Ave Maria... Młodych obsypywaliśmy płatkami róż:) Było pięknie i wzruszająco.
Wesele odbyło się w pięknym, starym dworku. Swoją drogą polecam ten dworek, bo to niezwykle klimatyczne miejsce. Jeśli ktoś szuka takiego miejsca niedaleko Warszawy to niech zajży tam koniecznie. Wiejsko, sielski klimat, piękny teren dookoła, pyszne jedzenie, ciekawie zorganizowany czas w trakcie wesela, ognisko przy którym śpiewaliśmy popijając grzańca... no cudnie było!
Miałam przyjemność pomagać swojej drugiej przyjaciółce robić dekoracje zarówno do ślubu jak i na wesele. To moje takie niespełnione marzenie, mieć umiejętność wyczarowywania cudów z kwiatów i roślin:) A Ewe ma taką umiejętność, przezdolna dziewczyna, z ogromną wyobraźnią i zdolnościami:)
Spójrzcie tylko na urywki tych cudeniek, na zdjęciach może nie wyglądają tak pięknie, ale na żywo wzbudzały ogromny zachwyt.





Spójrzcie jaką piękną wiązankę miałam ja sama zrobioną przez nią do ślubu:) Miała być romantyczna i delikatna. I taka była:) Nie potrafiłam jej spalić (podobno tak trzeba) i wisi u mnie do dziś:) Wypłowiała i sucha, ale nadal piękna:)



Wczoraj piękne słońko było, aż porobiłam troszkę dekoracji przed domem i w altanie. Od razu milej się zrobiło. Połaziłam także po lesie za grzybkami..
A dziś nic się nie chce, zimno i pada non stop. Brrryyy... A dziś dzień biegania. No cóż znów przepadnie mi jeden trening...

Chaotyczny ten post:)
Uciekam pogrzać się herbatką... albo grzańcem? Tak to już chyba dobra pora na grzańca:)

Miłego wieczorku.

2 komentarze:

  1. Śliczna z Ciebie była Panna Młoda :-)
    Wiem co to znaczy mieć do czynienia z papryczką chili.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. przy ostrych papryczkach polecam najpierw je mocna schłodzić wtedy nie dadzą tak popalić :)

    OdpowiedzUsuń