piątek, 6 listopada 2009

O wszystkim i o niczym...

Dawno tu nie zaglądałam...tzn. zaglądałam, ale nic nie pisałam. Nie chciałam, żeby ten blog był o moim osobistym życiu, ale tak jakoś się składa, że na razie jest i chyba przez jakiś czas będzie...

Nie chcę znów marudzić i wylewać swoich żali. Heh chyba jednak troszkę chcę...Staram się nie zatruwać życia swoim przyjaciołom moimi problemami, przecież oni też mają swoje, więc gdzieś to co leży na serduchu musi znaleźć swoje ujście...Choć najczęściej to oni taplają się ze mną w moim bólu...hmm chyba taka rola przyjaciół. Ja też wspieram jak mogę (tak mi się wydaje).
Jakoś samotnie mi dziś w ten piątkowy i dość ładny, choć zimny wieczór. Choć winko i lody czekoladowe wprawiły mnie w dość dobry humor:) Tzn. na tyle dobry jaki może być w tej sytuacji...
Oj sentymentalna to ja jestem, liryczna i melancholijna też, ale niestety mało romantyczna (jeśli w ogóle)- moja mama nad tym ubolewa, bo mówi, że kobieta to powinna być romantyczna, a ja za cholerę nie jestem:). Lubię się tak rozpływać i myśleć, odpływać gdzieś myślami...I dziś tak właśnie odpływam.
Milion myśli mam w głowie o tym co było, jak jest, i jak będzie. I dochodzę do wniosku, że chyba czas skończyć z tym myśleniem, czas zacząć działać. Niestety już sama myśl o tym, że aż tyle zmian mnie czeka mnie paraliżuje. Ale kiedyś muszę dorosnąć. Wszystko co nieznane nas przeraża, ale w życiu trzeba ten strach przezwyciężać i ja to muszę zrobić...
Decyzja podjęta od kilku miesięcy- jednak rozwód, a ja nadal tkwię w takim zawieszeniu. Nadal mieszkam u męża gdzieś tam kątem...Ale ile tak można? Oj uwierzcie, że już niedługo. To takie dziwne mieszkać z kimś kogo jeszcze nie tak dawno tak bardzo się kochało...a teraz jak dwoje obcych sobie ludzi.
Nigdy nie myślałam, że tak będzie wyglądać moje życie...Ale życie pisze takie scenariusze, które tak bardzo nas zaskakują i na które czasami nie mamy wpływu, albo mamy, ale dostrzegamy to zbyt późno.
Hmm wielkimi krokami zbliża się czas magiczny dla mnie - Boże Narodzenie. W moim domu było...jak było, ale święta zawsze były wyjątkowe. Ojciec wtedy nie pił, mama szykowała dwanaście potraw, w jednym malutkim pokoju, w którym mieszkaliśmy zawsze było miejsce na żywe drzewko. Zawsze będę wspominać ten czas jako wyjątkowy...
W swoim dorosłym życiu też stawałam prawie na głowie, żeby nauczyć moją nową rodzinę tego jak powinny wyglądać święta. I myślę, że mi się to udało.
Ale już w tamtym roku jak w moim małżeństwie było źle to te święta choć się starałam były straszne. Niedawno usłyszałam, że życząc w tamtym roku swojemu mężowi szczęścia nieważne z kim, ale by był szczęśliwy, to były to dla niego najgorsze życzenia...bo nie życzyłam nam szczęścia, tylko jemu.
Nie wiedziałam, że tak to odbierze. Przecież każdy z nas na to szczęście zasługuje... i on i ja też - widocznie nie razem.
Nie chcę by kolejne święta były dla niego tak straszne i przykre, więc chyba w tym roku muszę się przed owymi świętami wyprowadzić...To taka cholernie trudna dla mnie decyzja, ale chyba muszę to w końcu po męsku przyjąć na klatę:)
Nie wyobrażam sobie samotnych świąt, ale widocznie tak musi być...Muszę dać radę! I wiem, że dam...ale jakim kosztem?!

Życzę Wam i sobie oby ten magiczny czas, który się zbliża był jednak pełen nadziei na lepsze jutro, mnie ta nadzieja trzyma przy życiu...
Jeśli nie te święta to, następne będą już szczęśliwe tego sobie życzę...
Spokojnej nocy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz