piątek, 3 grudnia 2010
Misz i masz:)
Tyle się ostatnio dzieje...Chciałabym napisać, że spokój po ostatnich ekscesach z babcią, ale jest wręcz odwrotnie cała lawina różności się zwaliła. Tak to jest niestety jak się mieszka w 3 pokoleniowym domu i ma się dużą rodzinę. Żyje się wtedy także problemami rodziny.
Ale dziś nie o tym. Tak żeby się troszkę oderwać od tych niedobroci i żeby jednak pożyć troszkę swoim zyciem ( a tego mi ostatnio brakuje) zrobiłam troszkę rzeczy dla NAS:)
Drewniana taca pochodzi z czasów kiedy chodziłam na kursy decoupagu . Ozdobiłam ja wtedy troszkę na japońską nutę:) Różowości z czarnym i w dodatku jakieś peonie:) Paskudna wyszła i tyle. Nie mogę sobie przypomnieć co mi się 5 lat temu w tym motywie podobało i co mnie tchnęło, żeby takie paskudztwo popełnić:) Stała tak sobie biedna przerzucana z kąta w kąt bo patrzeć na nią nie mogłam...Jednak szkoda jej było bo drewniana, bo duża, bo pakowna...
W końcu się nad nią zlitowałam. Przemalować ją z tych kolorków nie było łatwo, dodałam motyw z serwetki i oto jest:) Całkiem nowa, świeża, lekka i taka radosna:) Wciąż lakierowana się suszy jeszcze...
Wszyscy ostatnio wyszywają, a ja im zazdrościłam. Wydawało mi się to strasznie trudne, a jak spróbowałam to jednak nie taki diabeł....
Wszędzie widać czerwone hafty na białym tle, a mu mnie przewrotnie:) Ale tylko dlatego, że w pasmanterii nie było białej kanwy..., więc mam czerwoną z białym monogramem:)
Troszkę kanciasty ten hafcik, ale pierwszy, więc i tak dumna jestem:)
Tak swoją drogą to mam mnóstwo wzorów do haftowania narysowanych przez mojego ojca. On pięknie rysował, więc miał zamówienia od mnóstwa kobiet na narysowanie wzorów na serwety czy obrusy. Moja mama kiedys też haftowała i to są wzory, które ojciec rysował dla niej:)
Piękne:) Pozostały sentymentalną pamiątką:) Może i ja zacznę haftować według nich? Kto wie? :)
Świąteczne obżarstwo tuż tuż:) Szynki się peklują do wędzenia, a żeby było jeszcze smaczniej zrobiłam kilka słoiczków żurawiny. Lubię takie dodatki. Dziadek zawsze ściera nam świeżutki chrzan ukopany na polu, babcia robi ćwikłę, a w tym roku i ja coś dorzucę od siebie:)
Jak co roku na Święta nie może zabraknąć pierników. Robię je od kilku lat, ale dopiero w tym roku zebrałam się na odwagę, żeby je pięknie polukrować. Na razie pokazuję wam takie golutkie, ale uwierzcie, że całkiem całkiem mi wyszły:) Wydaje się to takie dziecinnie proste, a wcale takie nie jest...Jutro zrobię fotki przy dziennym świetle to pokarzę.
Jutro dużo pracy zaplanowanej... Chcemy dokończyć zabudowę kuchni, przerobić komodę na kredens i takie tam różne przyjemności:)
A w niedzielę szykuje się ...ciii nic nie powiem bo jeszcze zapeszę:) Pochwalę się (jeśli będzie czym oczywiscie) po weekendzie:)
Aaa i jeszcze muszę Wam zdradzić, że poznałam ostatnio kilka fajnych dziewczyn-blogerek:) Zuzię, Agnieszkę i jak byłam w Krakowie to spotkałam się z Basią-Florą:) Same super kobietki:)
Ach i jeszcze jedno z Zuzią znów niebawem się zobaczę bo zapisałam się na kurs szycia kapciochów, który organizuje w Wawie, ale Wy już pewnie o tym wiecie:)
A tymczasem uciekam. Miłego weekendu Wam życzę, odpoczywajcie, pieczcie pierniki i lepcie bałwany:)
Buziaki
Aga
Etykiety:
Decoupage,
Dekoracje,
Kulinarnie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekam na efekty pracy:) i życzę przede wszystkim unormowania całej sytuacji!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Gapię się z podziwem na tacę ! Jest taka lekka i delikatna. Ten pastelowy błękit...cudo.
OdpowiedzUsuńbogatego Mikołaja życzę :-)